Masza

Masza

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Pierwsza daleka wyprawa

Obiecałam relacje z wyprawy. Parę dni przeciągnęło się do tygodnia. Takie życie, przepraszam.

3M wybrały się do Krakowa - Mama, Masza i Marianna.

Uznałam, że Masza nie jest gotowa, aby została pozostawiona pod opieką beze mnie na całe trzy dni. A może to ja nie jestem gotowa? A tak na prawdę to Masza ma być wędrującym psem. Ja lubię kręcić się po Polsce, a więc i Ona musi to polubić. :)

Wieczorem zaczęłam pakowanie siebie i psa. Nie ukrywam, że miałam więcej rzeczy Maszy niż swoich. :) Chyba jest jakaś analogia między psami a dziećmi? :) Sunia patrzyła na moje ruchy zdziwiona, a może zaniepokojona? Nie miałam czasu na zastanawianie dię nad tym. Jak już uporałam się ze szpargałami, to udałam się do łóżka, bo czekał mnie szybki sen - do pobudki pozostało mi 6 godzin, a potem droga do Krakowa.

Obudziłyśmy się, poszłyśmy na spacer, Masza zjadła śniadanie, a ja zaczęłam chowanie rzeczy do samochodu. W tym czasie sunia wyglądała na zaciekawioną. Nie wiedziała, co jej pani szykuje tym razem. Wszelkie obawy minęły, kiedy założyłam Maszy obrożę i wzięłam smycz. Masza w podskokach ruszyła w kierunku samochodu. WIEDZIAŁA! BĘDZIE PRZEJAŻDŻKA! Tylko nie spodziewała się, że tak długa. :)

Odebrałam Mamę i ruszyłyśmy w trasę. Masza położyła się w legowisku. A nie pisałam Wam, jakie piękne legowisko ma sunia. Oto one:
W trakcie jazdy Masza leżała spokojnie i chyba nawet spała. W połowie drogi ucieszyła się na krótki spacer po lasie. Pobiegała, zrobiła co miała i z ogromną chęcią udała się w kierunku samochodu. Na parkingu merdając podniesionym ogonem wyszukiwała samochodu i jak tylko otworzyłam drzwi, to wskoczyła do środka i położyła się.

Dojechałyśmy na miejsce i tam natknęłyśmy się na trudności wynikające z maszowych lęków. Sunia przestraszyła się wejścia na klatkę. Nie przeszkadzało jej, że w Warszawie z zaciekawieniem zaglądała przez podobne drzwi. "TE BYŁY INNE! A do tego pani chciała, abym przez nie przeszła. TO ZUPEŁNIE CO INNEGO: ZAGLĄDAĆ A PRZECHODZIĆ!" Całą operację utrudniały trzymane w rękach rzeczy. :) Z boku musiało to wyglądać śmiesznie: dwie panie i miotający się pies. W końcu udało się. Masza jak torpeda przeleciała przez sionkę. Ruszyłyśmy na drugie piętro. Mama pojechała windą. Ja z Maszą na piechotę. Nawet nie próbowałam podejść z Maszą do widny. To nie miało najmniejszego sensu. Ona i tak już została zbombardowana nowościami. Winda tylko zapętliłaby psa. Z radością napiszę, że Masza z pełną godnością przyjęła na barki te wszystkie nowości. Nie wyglądała na przerażoną i gotową do ucieczki. Czuła się tak dobrze, że spacery wokół bloku i nie tylko wokół bloku odbywałyśmy bez smyczy. Czy bała się psów? Tak, krakowskie psy są tak samo przerażające jak warszawskie. Tu nic nie zmieniło się. :(
Tego samego dnia udałyśmy się we trójkę w odwiedziny. Znów ten sam scenariusz przed wejściem do klatki. Wycofanie, zaciekawienie i torpeda. To wejście poszło o wiele łatwiej, bo opracowałyśmy z Mamą system: ja  wchodzę pierwsza i przytrzymuję wewnętrzne drzwi, Mama przytrzymuje zewnętrzne, a Masza przelatuje. Pewnie ciekawi Was, jak sunia zachowywała się w gościach. Zupełnie jak dziecko. Na ugiętych nogach obejrzała wszystkie dostępne zakamarki, a potem przykleiła się do włączonego telewizora. Zrobiła krótką przerwę na picie i kontynuowała oglądanie. Generalnie była bardzo grzeczna. Po wizycie udałyśmy się do domu na nocleg.

Następnego dnia czekało na Maszę kolejne wyzwanie. Wybrałyśmy się na spacer na Stare Miasto. Cały spacer odbyłyśmy na nogach. Pierwszy etap do Starówki Masza grzecznie szła bez smyczy. Na Starówce Maszy udało się jeszcze pozować do zdjęcia bez smyczy, ale zaraz potem pojawiła się straż miejska i zwróciła nam uwagę. Chciałam aby Mama zrobiła nam jeszcze jedno zdjęcie, ale zrobiło się gwarno i Masza spłoszyła się. Oto co wyszło nam:
Muszę przyznać, że Masza jeszcze nie była na warszawskim Rynku Starego Miasta, a już zwiedziła krakowski (spokojnie Masza była na smyczy.). Na Rynku było spokojnie, sunia z zaciekawieniem rozglądała się, a nawet napiła się wody na środku Rynku. Trochę gorzej zrobiło się na ulicy Grodzkiej. Tam musiałyśmy zatrzymać się, aby sunia mogła trochę "obwąchać" teren. Przystaję wtedy na jakieś pięć, dziesięć minut, aby miała czas na oswojenie się z sytuacją. Potem w miarę spokojnie ruszyłyśmy w kierunku Wawelu. Tam Masza oddała hołd Dżokowi. Z ulgą biegała po otwartej przestrzeni i nawet pozwoliła, abym zrobiła jej kilka zdjęć.


Jak widać na ostatnim Masza już miała dosyć pozowania i musiałyśmy ruszyć dalej. Wracając do domu widziałam, że Masza już czuje się zmęczona od nadmiaru wrażeń. Czuła zagrożenie, płoszyła się, wpadała na moje nogi. Powoli splątywała się.  Wiedziałam, że to już koniec spaceru. W miejscach podwyższonego ryzyka brałam ją na smycz. W domu położyła się i zasnęła. Nie wiedziała, że czeka ją nagroda. Wieczorem znów mogła obejrzeć telewizję. A potem szybki spacer i spać.

Następnego dnia Masza od razu była gotowa na spacerek. Drzwi już nie były takim wyzwaniem i nawet pokusiłam się o pokazanie windy. Daleko Maszy do wejścia do niej, ale nie padło kategoryczne NIE.

Kolejne godziny upłynęły pod znakiem poznawania nowych miejsc i zdarzeń. Przykro mi, ale nic ciekawego nie wydarzyło się. :(

Jak wróciłyśmy na Mazowsze, to Masza wyglądała na zadowoloną z powrotu do domu. Czy wyjazd wpłynął na Maszę? Tak, ale to opowiem następnym razem.

niedziela, 8 grudnia 2013

Buty


Jak wcześniej pisałam Masza uszkodziła sobie pazurki w obu łapach. "Żywa" część pazurków są odkryte, więc na mrozie i soli łapki bolą. Pazurki odrosną za ok. trzy miesiące. Czyli cała zima przed nami. Nie mogłam na to pozwolić.

Masza jest zgrabna, ale łapki ma duże. Trudno było mi kupić jej buciki. W końcu udało się i "szczęśliwa" Masza poszła ubrana na spacer.

W domu podnosiła łapki, zachowywała się, jakby nie umiała chodzić. Na spacerze przy najbliżej okazji zrzuciła jeden but i od razu poczuła się lepiej. Niestety ja byłam nie ugięta. Założyłam but z powrotem i ponownie Masza podnosiła łapy i próbowała wymusić na mnie zdjęcie ich. Nie udało się.

Dzisiaj pojechałam z Rodzicami, Ringo i Maszą do lasu. Jak widzicie Masza ponownie została ubrana w buty. Znów podnosiła łapki, pytając: "Co to jest? Czy możesz mi to zdjąć?"

W lesie buty okazały się niepraktyczne, a to dlatego, że do cholewek wpadł śnieg. Maszy było zimno w łapki, ale muszę przyznać, że pazurki były suche. Tym razem uznałam, że nie ma sensu mrozić górnej części łap. :)

Uwolniona Masza biegła i merdała ogonem. :) Nie wiem, dlaczego?

czwartek, 5 grudnia 2013

Profilaktyka

Dzisiaj byłam z Maszą u weterynarza na ostatnim zastrzyku z antybiotykiem. Martwię się o pazurki Maszy. Weterynarz powiedział, że będą odrastały przez jakieś trzy miesiące. Martwię się, co będzie, jak przyjdą mrozy i szaleni drogowcy zaczną sypać solą. Nawet nie chcę myśleć, jak mogłoby to boleć. Dlatego zajrzałam do sklepu, który jest po sąsiedzku i już mam zamówione buciki dla Maszy. Będą pasowały do Maszy, gdyż mają być czarne i mam nadzieję, że ochronią biedne łapki. :) Mam nadzieję, że zdążą przed mrozami i śniegami.

Jeżeli chcecie wiedzieć, czy jakaś kapsułka tranu ma w sobie prawdziwy olej rybny, to dajcie go Maszy.
 
Gdy dałam za pierwszym razem kapsułkę z tranem, to rozcięłam ją, aby wydobyć smak. Masza od razu próbowała wetrzeć ją w siebie. To znaczy, że tran jest prawdziwy. :) Nie będę pisała publicznie nazwy producenta, ponieważ mogę być posądzona o reklamę.
 
Któregoś dnia spróbowałam podać Maszy kolejne "lekarstwo". Moja poprzednia sunia bardzo lubiła, a ja nie miałam kłopotów w leczeniu pęcherza. Postanowiłam sprawdzić, czy Masza da skupić się na profilaktykę. Na początku była ostrożna i nie bardzo przekonana do smaku. Po kolejnym owocu przekonała się. Teraz zajada się pyszną żurawiną. Ona ma radość, a ja spokojna jestem o jej pęcherz. :)

Ciekawa jestem, jakie jeszcze "lekarstwa" Masza polubi. :)

sobota, 30 listopada 2013

Krzywda

Wczoraj na popołudniowy spacer poszłyśmy do zaprzyjaźnionego sklepu zoologicznego przy lecznicy weterynaryjnej.

Początek spaceru był udany i nic nie zapowiadało nadchodzących kłopotów. Masza biegała, poszalała na piasku, z zadowoleniem weszła do sklepu i wydębiła smakołyki.

Ruszyłyśmy w drogę powrotną, na której były podziemia. Przechodziłyśmy tymi podziemiami nie Nie były to godziny szczytu, więc nie czułam, że coś może stać się. Niestety. Wychodząc z nich Masza czegoś, podkreślam CZEGOŚ przestraszyła się i dosłownie wyleciała jak z procy przechodząc przez kratki.

Potem zobaczyłam, że idzie dziwnie spokojnie. Przystanęłam, kucnęłam i zapytałam się jej: "co stało się?" Ona na to położyła swoją łapę na moim ramieniu. Ja spojrzałam na nią i niczego niepokojącego nie zauważyłam. Jednak zachowanie Maszy było na tyle dziwne, że zaczęłam obserwować ją. Szła jakoś dziwnie. Nagle podniosła drugą łapę i zaczęła ją obwąchiwać. Natychmiast przystanęłam i zobaczyłam, co stało się.

Masza miała nienaturalnie wygięty pazur i zobaczyłam krew. Od razu przyjrzałam się uważnie drugiej łapie. Było to samo. Od razu ruszyłam do lecznicy. Masza zaczęła czuć ból. Jak przystanęłyśmy na światłach, to nawet położyła się, aby odciążyć łapy.

W lecznicy na szczęście nie musiałyśmy czekać i od razu weszłyśmy do gabinetu. Okazało się, że pazur nie chce łatwo oderwać się. Decyzja była jedyna słuszna: narkoza. Szczęście w nieszczęściu, że w ciągu 5 minut przyszedł chirurg, który potwierdził konieczność podania narkozy.

Biedaczysko dostało narkozę, pazury zostały obcięte, został założony opatrunek, antybiotyk i leki przeciwbólowe.

W czasie, kiedy Masza wybudzała się z narkozy, pojechałam autobusem do domu po samochód. Przyjechałam z powrotem i właściwie od razu zabrałam sunię do domu.

Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo żal mi suni. Obie bardzo cierpimy w tej sytuacji. Masza chowa się po kątach, bo boi się kolejnych zabiegów odkażających rany. Ja widzę, jak bardzo nieufnie ona patrzy na mnie. Niestety tylko ja wiem, że zabiegi są dla jej dobra. To jedynie trzyma mnie na duchu.

Gdzieś usłyszałam, ze pies nie potrafi okazać bólu. To był jakiś ekspert. Przepraszam, żaden ekspert. ten ktoś chyba nigdy tak na prawdę nie obserwował psa. Gdyby Masza nie położyła mi łapy na moim ramieniu, to pewnie dopiero w domu zorientowałabym się, co stało się. A do domu miałyśmy jakieś 2 kilometry do przejścia.

PAMIĘTAJMY! PSY POKAZUJĄ, JAK COŚ ICH BOLI! OBSERWUJMY JE! A na pewno zorientujemy się.

Podstępna ekspansja

 
Spędziłyśmy z Maszą praktycznie cały weekend u Rodziców. Było wspaniale.

Masza i Ringo dokazywali w ogrodzie, w lesie i w domu.

W ogrodzie mieli pełnię szaleństwa, ponieważ Masza czuje się bardzo bezpieczna i nic jej nie rozprasza. Biegają, podskakują, gryzą się, warczą na siebie, przewracają się, przeskakują przez siebie. Czy może być coś lepszego na świecie?

Psy odpoczęły, a ja z Tatą mieliśmy czas na wypicie porannej herbaty i kawy. Ringo nudził się, ale Masza stanowczo odmawiała zabawy. Ringo niemalże stawał na głowie, aby ruszyć Maszę. Doprowadził do wydania odgłosu zniecierpliwienia i dezaprobaty.

W końcu wypiliśmy z Tatą nasze napoje i daliśmy hasło do wyjścia. Masza wyszła zza mojego krzesła, a Ringo podskakiwał jakby chciał powiedzieć: "długo jeszcze będę czekał!"

Pojechaliśmy do lasu. Tam przystanęliśmy na chwilę. Ringo w ciągu dwóch minut znudził się i zaczął zaczepiać Maszę. W końcu Ona dołączyła się do zaczepek i rozpoczęła się gonitwa między drzewami. Tu muszę zaznaczyć, że Masza wydaje się o wiele zgrabniejsza od Ringo. To on nie wyrabiał się na zakrętach i rozpaczliwie szczekał, jakby chciał krzyknąć: "nie mogę Ciebie dogonić!"

Po spacerze psy na chwilę położyły się, ale podkreślam na chwilę. Ringo znów "zaatakował" Maszę i rozpoczęła się zabawa. W końcu Masza nie wytrzymała i weszła do legowiska Ringo i tam przez chwilę została. Ringo wydawał się zdziwiony i nie bardzo wiedział, co zrobić z tą sytuacją. A ja sądziłam, że Masza nie jest dominującym psem. :)

czwartek, 21 listopada 2013

środa, 20 listopada 2013

Zmiany po powrocie

Podstawowa zmiana, jaka zaszła w zachowaniu Maszy jest oczywista po obejrzeniu zdjęcia. To nie oznacza, że Masza zaprzestała oglądania telewizji. Ona "dorzuciła" do swoich zainteresowań komputer. :)

A tak na poważnie, to nastąpiła duża zmiana. Po pierwsze Masza praktycznie za każdym razem chodzi z uniesionym ogonem i na początku spaceru merda nim okazując radość. Opuszcza ogon w dwóch przypadkach: jak jest zmęczona spacerem oraz gdy w pobliżu pojawia się pies. Nastąpiła też pewna zmiana w zachowaniu Maszy przy kontakcie z psami. Masza czasem zachodzi psa od tyłu i pozwala sobie na obwąchanie go. Oczywiście sama nie pozwala, aby jakikolwiek pies obwąchiwał ją. Prawdziwa dama. :)

Pewnego razu na spacerze spotkałyśmy psa, który bardzo chciał bawić się z Maszą. Ona była nie ugięta w swoim zachowaniu. On bardzo starał się, ale przegrał z jej uporem. Następnego dnia Masza spotkała psa, którego bardzo dobrze zna. Te pies został wzięty z "klatkowej" hodowli; jego Właściciel zainspirował mnie do próby spuszczenia Maszy ze smyczy, mówiąc, że Jego pies też był taki "dziki". Niestety ten pies nie zrobił takich postępów jak Masza. Masza zapraszała go do zabawy i napotkała opór materii. Nic nie pomogło. Sama zdziwiłam się, że nie zraziła się porażką. Niestety musiała dać za wygraną. Niestety Masza nie zdała sobie sprawy, że dzień wcześniej sama tak zachowywała się.

Kolejna zmiana Maszy w zachowaniu, to przytulanie się. To nie znaczy, że wcześniej nie przytulała się. Teraz przychodzi, wtula głowę i czeka na pieszczoty. To takie słodkie...

Po wyprawie do Krakowa Masza stała się jeszcze bardziej ciekawska niż przed wyjazdem. Teraz nie odpuszcza otwartej bramie czy furtce. Zagląda przez każde drzwi sklepowe, wpada przez otwarte drzwi na klatki schodowe. Jest jej pełno wszędzie. Czasem spotykamy się z bardzo agresywnymi ludźmi, to wtedy staramy się szybko uciec z miejsca przestępstwa.

Już nie mogę doczekać się na kolejną wyprawę w nieznane. Może ona "odkryje" nowe umiejętności Maszy? Na co oczywiście liczę. :)


środa, 6 listopada 2013

Spacerowy rozwój

Nie napiszę teraz nic nowego. Mam wrażenie, że blog staje się coraz nudniejszy, ale to nie moja wina. To wina Maszy. A może nie powinnam tek pisać, bo wywołam wilka z lasu?

Masza nieustannie odkrywa nowe miejsca. Świat staje się coraz większy, ale nie coraz straszniejszy. Na szczęście jej poziom stresu nie skacze do trzeciego poziomu. Czy pisałam, jakie poziomy stresu ma Masza? Cofnęłam się do początku blogu i nie znalazłam tej informacji. Objawy 3. poziomu stresu to: w ogóle nie jestem zainteresowana smakołykami; 2. poziom: wezmę, wypluję, ale jak podasz jeszcze raz, to zjem; 1. poziom: z dużą dozą nieśmiałości zjem, co mi dasz. :)

Masza z radością wskakuje do samochodu i potulnie jedzie, tam dokąd ją wiozę. Z resztą nie ma wyjścia. :) Tego dnia w planie były Pola Mokotowskie. Dlaczego tam? No pomyślcie, jaką zasadzkę szykowałam Maszy? Tak. Macie rację: Masza ma przyzwyczajać się do coraz większej liczby ludzi i psów. Nie mam zamiaru ograniczyć się ze spacerami do Cytadeli czy lasów. Czekają liczne parki w mieście i nie tylko w moim mieście. Czeka na nas cała Polska. :)

Masza oczywiście podeszła do tematu z rezerwą. Była grupka bawiących się psów. Ona w ogóle nie chciała podejść. Ja byłam nieustępliwa. Niestety jak tylko podeszłyśmy, to właściciele zaczęli rozchodzić się. Co im zrobiłyśmy, nie wiem? Trudno. Poszłyśmy dalej i natknęłyśmy się na szczekającego "potwora" (oczywiście w oczach Maszy). A "potwór" po prostu narzekał na właściciela, że nie rzuca mu patyczków. Tu chodziło tylko o patycznie, ale nie ważne, Masza z godnością osobistą obeszła ich łukiem ze skulonym ogonem. Potem zaskoczyła mnie. Chciała bawić się swoją, nową zabawką (długa skarpetka, w której schowana jest piłka tenisowa) i zaczęła szarpać się ze mną. A było to wśród liści. Czy fajnie było? Faaaajnie było! Całą zabawę, jak zwykle, zepsuł nadchodzący z daleka pies "morderca".

Ruszyłam w dalszą podróż mojego odkrywcy. Doszłyśmy do trawnika z powalonym drzewem. Tam Masza znów zaprosiła mnie do zabawy. Szaleństwo było wspaniałe. Podskoki, czajenie się, szarpanie, piruety w powietrzu, podrzucanie skarpetki. Po prostu szał ciał (raczej jednego)!

Nadszedł kryzys. Gdy znalazłyśmy się w pobliżu auta, Masza wydała się zmęczona zewnętrznymi bodźcami. Ja zdążyłam jeszcze chwilę porozmawiać przez telefon, ale zaraz potem zarządziłam  odwrót. Masza nie tylko wydawała się zmęczona, ale faktycznie była. Miała dosyć. Schowała się w samochodzie i czekała na bieg zdarzeń. A tu niespodzianka, po drodze była Arkadia. Po co? To była niedziela. A tylko Kakadu jest otwarte w niedzielę, a w domu nie miałam smakołyków. Przymusowy postój. Masza została w samochodzie. Nie martwcie się, okna były uchylone, co zostało udokumentowane na zdjęciu. Nie udusiłam psa. Samochodu nikt nie ukradł, bo Masza siedziała i wypatrywała mnie. Ja też nie próbowałabym podejść do samochodu z takim psem. :) Tego dnia Arkadia była naszym ostatnim postojem.



Jeżeli sądzicie, że to już koniec opowieści o rozwoju Maszy, to jesteście w błędzie.

Parę dni temu Masza napotkała na swojej drodze czarną, ok. 10 kg sunię. Właściciel suni siedział na ławce z Kolegą, rozmawiał i pił piwo, generalnie nie przejmował się, tym co robiła sunia. Ja stanęłam, ponieważ wypatrzyłam u Maszy zaciekawienie sunią. Sunia merdała ogonem, potem zjeżyła swoją krótką sierść, ale nie przerwała radosnego merdania ogonem. Masza odpowiedziała postawieniem sierści, odwróceniem się, a na koniec bardzo nieśmiałym merdnięciem ogona. Sunia przetrzymała ten "atak" i podeszła bliżej coraz intensywniej zapraszając Maszę do zabawy. Stało się! Masza nie wytrzymała tego naporu. Psy zaczęły zabawę, co udokumentowałam na filmie: https://www.facebook.com/photo.php?v=10202261665692681&l=1901976359010250490 (przepraszam za jakość filmu.).

Na koniec zabawy z tradycji stało się zadość i Masza przerwała zabawę z powodu przechodzącego w pewnej odległości psa. :) Nie od razu Kraków zbudowano. :)

Dobranoc.

Dobre wieści

Radość nasza nie ma granic. Dzisiaj "Rodzina zastępcza" Dorexa przemieniła się w "Rodzinę adopcyjną".

Nowi Właściciele Dorexa podjęli jedyną słuszną decyzję. Dorex pozostaje u nich.

Życzę im tyle radosnych przygód, ile ja z Maszą mam.

wtorek, 29 października 2013

Smutne wieści

Myślałam, że będę pisała tylko o dobrych chwilach z naszego życia. Jednak życie nie jest kolorowe.

Niestety od paru dni jest prowadzona walka o Dorexa byłego współlokatora Maszy ze schroniska.

Oto opis wydarzenia z Facebooka, jakie znalazłam w niedzielę.
Niestety mamy złe wieści.
Dorex, adoptowany ze schroniska 2 tygodnie temu do rodziny z dwójką dzieci i sunią rezydentką, wraca z adopcji. Powód : warczy i czasami szczeka na dzieci i niekiedy na suczkę. Sytuacje, w których to robi : kiedy siedzi obok dorosłego opiekuna i dziecko próbuje się zbliżyć do rodzica. Kiedy jeszcze ? Gdy na spacerze jakiś pies chce nawiązać kontakt z sunią, Dorex obszczekuje go zajadle i odpędza od niej. Nigdy nikogo nie ugryzł, lecz opiekunowie obawiając się pogryzienia dzieci i suni decydują się go oddać.
Nie chcę oceniać tutaj, czy to odpowiedzialne czy nie zachowanie obecnych właścicieli Dorexa, chcę jedynie pokazać, na czym polega problem.
Wg naszych doświadczeń i opinii behawiorysty sprawa jest jak najbardziej do "przepracowania", szukamy więc dla Dorexa chętnego do zajęcia się tym fajnym psiakiem opiekuna.
Poza tym problemem "psiej zazdrości" Dorex jest wspaniałym przytulasem, co potwierdzają obecni opiekunowie, w domu zachowuje czystość i nie ma lęku separacyjnego, znosi rozstanie z opiekunami. Fajnie chodzi na smyczy i jeździ samochodem, jest inteligentny i pojetny.
Na wszelki wypadek myślimy dla niego jednak o domu bez dzieci.

Mamy też kilka dni na znalezienie DT lub hotelu, bo nie chcemy, żeby wracał do schroniska, które źle znosił.

W razie chęci przygarnięcia Dorexa do DT lub DS proszę o kontakt pod nr

KASIA 603 574 515
ANIA 603 762 594


A tu album i historia Dorexa :
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.346674525387562.90578.113956451992705&type=3


Dorexa dzielą 24 godziny od powrotu do schroniska, pomóżcie, PROSZĘ!

sobota, 26 października 2013

Spacerowa Pani

Dawno nie pisałam, ponieważ w tym czasie nie było spektakularnych zmian w zachowaniu Maszy. Ten okres wyglądał na okres przyswajania wiedzy z okresu skoków i nagłych zmian.

Masza stała się miłośniczką wypraw samochodowych. Oczywiście nie daje mi zapomnieć, że jest lękowym psem. Gdy sięgam po szelki i przymierzam się do założenia ich, to Masza staje się mała i swoją postawą mówi: "co ona mi robi? Znów czegoś strasznego chce!" Po zamknięciu karabińczyka zaczyna radośnie kręcić się i merda ogonem. Gdy otwieram drzwi mieszkania, to słyszę za sobą boksujące psie łapy (niestety pazury nie mają przyczepności na panelach.). Masza wybiega z mieszkania i od razu biegnie do drzwi klatki. Jeśli (nie daj Boże) guzdrzę się przy zamykaniu, Masza wraca do mnie i patrzy z wyrzutem: "Długo jeszcze?" Jak tylko otworzę drzwi od klatki, to z podniesioną głową biegnie w poszukiwaniu samochodu. No i jak tylko otworzę drzwi od auta, to w ciągu sekundy wskakuje i siada na podłodze. Z radością kładzie pysk między przednimi fotelami i spogląda na mnie. To jest urocze. :)

Na każdym spacerze Masza szuka możliwości pogrzebania w piasku. Czyżby była spokrewniono z kretem?






Po wykopaniu dołka nos Maszy wygląda raczej na ryjek niż porządną psią kufę. Psy (tak jak dzieci) dzielą się na czyste i szczęśliwe. :) PS. Dzisiaj Masza została wykąpana, ponieważ dopadła jakąś padlinę i bardzo brzydko pachniała (ok, z ludzkiego punktu widzenia brzydko pachniała.). Z tego powodu na wieczornym spacerze nie udostępniłam jej piaskownicy. Chcę, aby przynajmniej 12 godzin była czystym psem. Przepraszam Maszo!

A teraz odejdę od rycia w piasku i opowiem o trudnej sytuacji, jaką miałyśmy w czwartek wieczorem.

Poszłyśmy na wieczorny spacer. Wszystko zaczęło się normalnie. Masza wybiegła z klatki z podniesionym i merdającym ogonem. Była bez smyszy. Doszłyśmy na plac w naszej okolicy i tam spotkałyśmy pana z dwoma psami: sznaucerem olbrzymem i labradorem. Masza już obrała obronny łuk do minięcia, ale olbrzym był przekonany o słuszności spotkania się z Maszą. Masza skuliła ogon i poczęła ucieczkę krążąc wokół mnie. Właściciel kompletnie nie panował nad olbrzymem. Do orbitalnego biegu podłączył się labrador. Poprosiłam pana, aby złapał psy. Wtedy okazało się, że jest pijany. Masza widząc, że bieganie wokół nas nie przynosi skutku, postanowiła ruszyć w kierunku domu i zniknęła mi za rogiem domu. Zaczęłam iść w kierunku tym samym kierunku. Jeszcze nie doszłam do rogu domu, gdy zobaczyłam wracającego olbrzyma, a za nim ujrzałam łeb Maszy z wysoko postanowionymi uszami, tak jakby zapytała się: "jesteś jeszcze tam?" Pomimo nieciekawej sytuacji, w duchu roześmiałam się na jej widok. Złapałam Maszę na smycz, poszczekałam na pana mówiąc: "skoro nie panuje pan nad psami, to powinien pan trzymać je na smyczy", on też miał coś mi "miłego" do powiedzenia. Poszczekaliśmy na siebie i rozeszliśmy się. Gdy zniknął mi z oczu, spuściłam Maszę ze smyczy i udałyśmy się w drogę powrotną.

Następnego dnia udałam się na spacer pod Cytadelę. Tam spotkałam Panią z sunią jack russell terier (ten krótkonogi). Masza jak zwykle wycofana. Nawet trochę bardziej niż poprzedniego dnia. Od razu pomyślałam, że wczorajsza "przygoda" spowoduje pogorszenie stanu Maszy. Ach ten mój brak wiary w psa. Dołączyła do nas druga Pani z sunią. Obie sunie oddały się zabawie pt. "Złap mnie, jeśli potrafisz". Masza wyglądała za moich pleców (kucałam i dlatego to było możliwe.) i przyglądała się zabawie. Po nieśmiałych drgnięciach w końcu Masza dołączyła do gonitwy. Tak, sama nie mogłam uwierzyć. Masza biegała za suniami. :) Niestety dołączyła do nas Pani z psem jamnikiem i on wystraszył Maszę. A może była po prostu zmęczona? Wszystkie Panie poszły razem z psami na dalsze spacery. Ja byłam pod wrażeniem Maszy. Czy to oznacza koniec lękowych kłopotów? Ależ skąd. Maszowy lęk nie daje za wygraną. Ja jednak jestem uparta. Mam wrażenie, że bardziej niż maszowe strachy. A jeśli pozostaną do końca, to pokocham je, jak Maszę pokochałam. :)

W sobotnie przedpołudnie wybrałam się z Rodzicami, Maszą i Ringo na spacer. W końcu stało się, psy rozpoczęły brykanie poza ogródkiem. Tak oto to wyglądało: https://www.facebook.com/photo.php?v=10202164543264681&l=6232065707756676554 

Muszę to powiedzieć: WIDZĘ ŚWIATŁO W TUNELU!!! Jest nadzieja.

środa, 9 października 2013

Masza i zwierzaki

Czy uwierzycie, że to zdjęcie zrobiłam w ostatnim tygodniu? Taka zielona trawa. Masza rozbawiona i szczęśliwa. Szaleje z Ringo. Raz tak zderzyli się, że tylko głośny huk usłyszałam. Wyglądali na zdziwionych. Sądzę, że najzwyczajniej w świecie zabolało ich. :)
 


 W ogóle nie przejmowali się światem. Liczyło się, kto kogo złapie lub podgryzie. Aż miło było patrzeć. :)

Od jakiś paru dni Masza odkryła, że koty uciekają, jak są gonione. Masza ma ciekawą technikę gonienia ich. Masza w podskokach udaje się w kierunku kota, merda ogonem (właściwie to ogon przejmuje funkcję śmigła) i wszystko to w kompletnej ciszy. To nie wygląda na chęć pożarcia kota, lecz na radość z wypatrzenia kotka. W podobny sposób Masza reaguje na wiewiórki. Biegnie do nich z tą niesamowitą gracją i rozbawieniem. :)

Od dzisiaj "zamieszkał" z nami jeż. Jeż już stracił jedno oko. Stracił też trochę trochę trzewi. Jest obklejony kłakami i nitkami z rozszarpywanych na strzępy ręczników (to kolejne ofiary Maszy.). Na pierwszy rzut oka nie wygląda, aby był "zmęczony" atencją Maszy. Jestem ciekawa, ile czasu Masza będzie potrzebowała na ostateczne rozerwanie jeża. Wiem jedno, Masza po parunastu minutach walki pada zmęczona i zasypia. Efekt osiągnięty! Pies jest zmęczony.

A oto biedny molestowany jeżyk, który schował się w rogu legowiska Maszy. Czyżby pod latarnią było najciemniej?
 
Teraz Masza nawet nie ma sił na przytulanie się, jakie zafundowała mi parę dni temu.
Nie pozostało mi nic innego tylko sama położyć się spać, bo jutro czeka mnie pracowity dzień.

wtorek, 8 października 2013

Film dla odmiany

Tym razem zamieszczam film na facebooku, bo nie wiem, co dzieje się z bloggerem. Oczywiście nie przeczytałam instrukcji. :)

Masza przeżywa chwile zapomnienia na spacerach.

https://www.facebook.com/photo.php?v=10202043261432711&l=2825058390042869442

Miłego oglądania. :)

czwartek, 3 października 2013

Psotnica

Mam ogłoszenie dla wszystkich zainteresowanych.

Od dwóch nocy mam popisy możliwości maszowego głosu. Tak, tak. W nocy Masza informuje mnie o wieczornych schadzkach pod naszym oknem. Oczywiście, ja nic z tego sobie nie robię i spałabym spokojnie, ale Masza uznaje, że koniecznie trzeba mnie o tym poinformować. Na pewno nie tylko mnie. Sąsiedzi też wiedzą o wieczornych spotkaniach Polaków.

To jednak nie koniec wieczornych wystąpień Maszy. Wczoraj Masza ok. 3 nad ranem obudziła mnie, tym razem nie szczekała, tylko biegała z jednego do drugiego pokoju. Pamiętając zachowanie Astry (owczarka niemieckiego) od razu pomyślałam: "ona chce wyjść na spacer." Masza była zachwycona moimi ruchami. Ubrałam się, wyszłyśmy na spacer, ja nie byłam skora do zabawy, ponieważ nie chciałam rozbudzić się. Wróciłyśmy do domu i wtuliłam się w łóżko.

Tej nocy sytuacja powtórzyła się. Masza o 3 nad ranem znów dała popis biegania z pokoju do pokoju. Przyniosła sobie do posłania mój but, potem pokrowiec na oparcie fotela, a na koniec zaczęła gryźć swój ręcznik (uff). Myślałam, że chce wyjść na spacer, ale to nie było w jej głowie. Masza chciała powtórki wieczornej zabawy. Już wie, że wyciągając moje buty i inne zakazane przedmioty zwróci na siebie uwagę. No cóż. Stanowczo zabrałam swój but i pokrowiec na oparcie fotela odłożyłam na miejsce. Postaram wyciszyć ją i zasnęłam. Dziś rano but i pokrowiec były na miejscu.

Jak mam złościć się na tego psotnika?

Myślicie, że w czasie spaceru nie bawię się z Maszą. Oto dowód na jej uwielbienie dla piasku: kocha szaleństwa na piasku. Muszę zaznaczyć, że piasek nie może być zaśmiecony liśćmi czy innymi śmieciami. Wszystko zaczyna się od kopania malutkiego dołeczka:
Potem przychodzi czas na dogłębne sprawdzenie jakości piasku:

Po zaakceptowaniu jakości przechodzimy do fazy szaleńczych młynków między zabawkami. Jest Super! Ja trenuję kondycję, już niedługo będę mogła startować w zawodach plażowej siatkówki. Nogi będę miała jak stal. Dlaczego? Przecież Masza sama nie będzie biegała. To proste. :) Masza natomiast dziwi się, dlaczego tak szybko kończy się bieganina. Czasem przechodzące psy i ludzie przyczyniają się do przerwania zabawy, ale co poszaleje to jej. :)

Dlaczego nie mam zdjęć z młynków na piasku. Nie mam tak dobrego aparatu. :)



poniedziałek, 30 września 2013

Opinie

Muszę poskarżyć się na niektórych ludzi.

Czasem spotykam na spacerach ludzi, których pesymizm nie ma granic. Utwierdzają mnie w przekonaniu, że czeka mnie długa praca z Maszą. Mam bujną wyobraźnię i mogę wyobrazić sobie, czym kierują się mówiąc mi takie rzeczy. Nie zmienia to faktu, że mówieniem takich rzeczy nie pomagają. Takie mówienie może podcinać skrzydła i zniechęcać do dalszej pracy. Myśli mogą skupić się na niepowodzeniach.

Ja mam ogromne szczęście, bo mam Maszę. Mam wrażenie, że ona też jest uparta i nie chce dać za wygraną. Wczoraj na przykład na spacerze zaprosiła pieska do zabawy. On był bardziej przestraszony, ale dołączył się do nieśmiałej zabawy. Na wieczornym spacerze (na bezpiecznym gruncie) Masza podeszła do suni i nawet miała ochotę pobiegać z nią. Tym razem zaproszenie nie zostało przyjęte.

 Nie chcę napisać, że Masza pokonała lęki, bo tak nie jest, ale dla wszystkich niedowiarków i pesymistów piszę o jej sukcesach.

Skupiajmy się na pozytywach a nie negatywach. Psy to czują.

niedziela, 29 września 2013

Kampinos

Nie rzucam słów na wiatr. Postanowiłam "zaprzyjaźniać" Maszę z samochodem. Moje doświadczenia w budowaniu przyjaźni pokazują, że potrzeba długiego okresu, aby zbudować więź przyjaźni. Tak też będzie w tym przypadku. Jeszcze trochę upłynie czasu, kiedy Masza przekona się, że wyjazd samochodem nie jest związana z wywiezieniem gdzieś, ale z fajną przygodą. Jedno, co pociesza mnie, że gdy jedziemy, to Masza z zaciekawieniem wygląda między przednimi fotelami i rozgląda się po okolicy.

Dzisiaj wyciągnęłam Maszę na spacer do Kampinosu. Z punktu widzenia Maszy wyprawa przeplatała się z rozkoszą grzebania nosem w piasku i z obawą przed mijających nas ludzi i psów (nadal to jest bolączka Maszy) i do tego muszę doliczyć coś najbardziej przerażającego pod słońcem: PARASOLKĘ i to w dodatku czerwoną.

Oprócz malutkiego deszczyku pogoda była cudowna, las mienił się pięknymi kolorami, Masza z zadowoleniem wąchała, wyprzedzała mnie i odpoczywała. Według mnie spacer był wspaniały. Jak wróciłyśmy obie padłyśmy ze zmęczenia i nabieramy sił na wieczorny spacer wokół domu, ale to już będzie nuda...

piątek, 27 września 2013

Nowa jakość spacerów

Coraz częściej widzę jeszcze bardziej rozbawiony pysk niż na tym zdjęciu.

Jak już pisałam Masza uwielbia piasek. Zabawa zaczyna się od dokopania się do wilgotnego piasku, potem wkłada nos pod piasek i wciera sobie piasek w sierść. :) Wygląda to bardzo śmiesznie. Czasem próbuje wytarzać się w piasku, ale to nie jest reguła. Po tym wstępie Masza rozpoczyna sprint z nagłymi zwrotami między przyrządami do zabawy dla dzieci. Ja też ćwiczę kondycję, ponieważ Masza nie ma zamiaru sama bawić się. Sama tego chciałam. :)

Po paru dniach przekupstwa postanowiłam spuścić Maszę ze smyczy. Masza choć czasem spłoszy się, to i tak wraca do mnie. Dla uspokojenia powiem, że nie mam w ogóle do niej zaufania i dlatego spuszczam ją tylko w spokojnych miejscach. :) Ja z kolei od czasu do czasu chowam się za drzewami, krzakami i nawołuję ją. Nie może bezkarnie pędzić przed siebie. :) Spacery od tej pory mają zupełnie inną jakość. Masza coraz chętniej rozgląda się po trawnikach i nieśmiało czasem zamerda ogonem.

Dzisiaj natomiast postanowiła przestraszyć się mostku nad rzeczką. Nie wiem, co stało się, gdyż już przechodziłyśmy po nim. Może to kaprys? Na jej obronę muszę napiszę, że w nagrodę przeszła po nim aż trzy razy. Za każdym razem miała coraz bardziej wyprostowane nogi. :) Brawa dla Maszy!

Teraz szykuję jej nowe wyzwanie. Wejście do samochodu. Ostatnio siedziała w aucie pamiętnego dnia. Chyba przyszedł na to czas. :)

wtorek, 24 września 2013

Maszy nowe oblicze

Już myślałam, że nie będę miała o czym pisać. Masza jednak zaskakuje mnie codziennie. :)

Po południu poszłyśmy na bardzo długi spacer na Kępę Potocką. Tam było bardzo fanie, choć czasem Masza wyglądała na zdenerwowaną. Ja nie dałam za wygraną. Jak ja żałuję, że nie mogę spuścić jej ze smyczy.

Po spacerze pies padł. Nie dziwię się, po dwóch godzinach chodzenia i truchtania każdy może być zmęczony. A co dopiero pies, który nie ma dobrej kondycji i jeszcze do tego zdenerwowany nowym miejscem. Gdy wieczorem wróciłam do domu Masza przywitała mnie. Nie wykazywała dużego zainteresowania drapaniem i głaskaniem. Wszystko przez zmęczenie. :)

Wieczorem poszłyśmy w całkiem nowe miejsce. Zaszłyśmy do parczku, który miał niski płot. Sprawdziłam, czy wszystkie furtki są zamknięte i spuściłam Maszę ze smyczy. W tym parczku jest plac zabaw, który stoi na piasku. Na początku Masza z dużą dozą niepewności chodziła po grząskim piasku. Zrobiłyśmy kilka rund i nagle Masza oszalała. Biegała po piasku, robiła młynki, podskakiwała, wykonywała zwroty. Istny szał. Tak uśmiechniętego psa nie widziałam. Po jakimś czasie udałyśmy się do domu.

Myślałam, że Masza grzecznie położy się na posłaniu i zaśnie. Gdy wyjmowałam z plecaka piłeczkę ping-pongową, to Masza delikatnie wzięła ją do pyska i zaniosła na posłanie. Zaczęła ją gryźć. Postanowiłam dać jej piłkę tenisową. To był strzał w dziesiątkę. Masza jak oszalała rzucała sobie piłkę, gryzła ją, podrzucała, oskubywała z włosków. Przegryzienie piłki to jest największe wyzwanie Maszy. Ciekawa jestem, ile czasu zajmie jej zrobienie w niej dziury. :)

Do usłyszenia niedługo.

niedziela, 22 września 2013

Niedziela - spokojny dzień


Czy uwierzycie, jak powiem, że nic strasznego i przerażającego nie wydarzyło się w niedzielę? Tak właśnie było.

Ten dzień spędziłyśmy na spacerach, spaniu i... zabawie. Tak, Masza zaprosiła mnie do zabawy w mieszkaniu. Przekonałam się, jak mocną czaszkę ma Masza. Mam nadzieję, że kolejny raz będę szybsza i nie trafi mnie w nos. Ma mocniejsze uderzenie od poprzedniczki - Astry (owczarek niemiecki). Na szczęście mój "skowyt" nie przestraszył Maszy i kontynuowałyśmy rozrabianie. :)

Przerwałam zabawę i zaczęłam kręcić się wokół snu. Masza postanowiła porwać moją skarpetkę i położyła się z nią do legowiska. Zabrałam ją i poszłam do łazienki. Usłyszałam kroki psa i dziwny dźwięk. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam w legowisku Maszę z moją ulubioną torebką. Podeszłam do Maszy, stanowczo zabrałam torebkę i powiedziałam "Masza, nie wolno". Udałam się z powrotem do łazienki. Znów usłyszałam kroki w przedpokoju. Postanowiłam kontynuować kąpiel. Okazało się, że sunia nie wzięła ponownie torebki.

Mam tylko jeden wniosek z tego zdarzenia. Masza potrzebuje zabawek. :)

sobota, 21 września 2013

Dzień po...

No dzisiaj było inaczej niż dwa dni temu.

Wczorajsze wydarzenia wpłynęły na Maszę, ale też i na mnie. Masza cofnęła się do stanu ze środy, ale nie we wszystkich aspektach. Bardziej boi się psów, ale ludzi tak samo. Ja z kolei staram się wybierać jeszcze spokojniejsze miejsca na spacer. Obie musimy wrócić do pracy ze środy. Nic więcej.

Popołudniu poszłyśmy z Maszą na łączkę, gdzie mogłam usiąść i pobyć z Maszą na jakiś czas w jednym miejscu. Co zrobiła Masza? Wąchała, krążyła i zabrała się do jedzenia trawy. Od razu przypomniało mi się, jak w dzieciństwie z moimi Kuzynkami wypasałyśmy krowy. :) To był fajny spacer. W pięknym słońcu i taki spokojny.

Pod wieczór próbowałam obejrzeć filmy na Animal Planet. Jeden był o Zwierzętach Ameryki Północnej, a drugi o lwach wychowanych w niewoli, ale uczonych życia na wolności. Masza dołączyła do oglądania. Sunia ma jedną poważną wadę - jest nieprzezroczysta. Usiadła tuż przed telewizorem i niechętnie dała się przesunąć. Już niewiele brakowało a szczeknęłaby. :) Próbowała nawet złapać jedno z lwiątek.
Wieczorny spacer miał dwa oblicza. Jeden dotyczył nowego zachowania Maszy, a drugi wątpliwych atrakcji. Masza po raz pierwszy zaznaczyła teren. Nie wiem, czy to jest trwałe, ale znamienne. :) Cieszę się z tego.

Niestety na sam koniec spaceru w Parku Traugutta puszczano fajewerki. Masza oczywiście przestraszyła się, ale nie wróciłyśmy do domu, tylko dokończyłyśmy spacer, gdy nastąpiła cisza, choć Masza nie była zrelaksowana, ale nie próbowała uciekać do domu.

Myślałam, że koniec naszych wyzwań, a jednak jeszcze daleka droga przed nami... droga kręta, ale wiem, dokąd chcę dojść. :)

Wczorajsze pomyłki i stresy


Ten dzień pokazał mnie, że wiedza teoretyczna, to nie wszystko. Oczywiście to wiem, ale nie ma to jak przeżyć to na własnej skórze.

Poszłam na spacer z Koleżanką i Maszą. Ta druga od początku była niepewna sytuacji. Masza nie mogła zaakceptować torebki plastykowej ani obcej osoby obok mnie. Poszłyśmy do zacisznego zakątka, gdzie Masza jest wyluzowana. Odeszłam na od Koleżanki, spuściłam Maszę ze smyczy. Odeszła ode mnie, ale potem na zawołanie wróciła do mnie. Gdy ją złapałam na smycz z powrotem nie zauważyłam jej wzroku (był taki jak na zdjęciu.). Chyba nie muszę pisać, co on oznacza?

Koleżanka zrobiłam nam zdjęcie, potem odeszłam na pewną odległość i znów spuściłam Maszę ze smyczy. Nie wiem, co stało się, ale Masza nie chciała wrócić na zawołanie do mnie. Moja Koleżanka w ogóle poszła. Gdy kucałam i wołałam Maszę, ona odchodziła coraz dalej. Bałam się, że wyjdzie z zakątka i gdzieś ucieknie w panice. Na szczęście zaczęła iść w kierunku schodów, którymi zwykle wchodzimy na górę. Tu wykorzystałam umiejętności łapania koni na padoku. :) Zaszłam jej drogę tak, że spotkałyśmy się na schodach. Tam złapałam Maszę. Usiadłam, złapałam oddech, czyli uspokoiłam go i wróciłyśmy do domu. Byłam wściekła na siebie. Jak mogłam przeoczyć stres malujący się w oczach Maszy. Do tej pory nie wiem, czy to zdarzenie przeżyłam mocniej niż Masza.

Klaudio, miałaś rację. Twoje obawy były słuszne. Przemówiła przeze mnie pycha.

To nie był koniec naszych stresów.

Na wieczornym spacerze było jeszcze gorzej. Gdy szłyśmy nagle z klatki wybiegły cztery małe psy. Jeden strasznie ujadał i oczywiście całe stado podbiegło do nas. Za stadem szła Właścicielka z Panem i wołali pieski. Ja przystanęłam, Masza za mną. Zrobiło się coraz goręcej, bo psy biegały wokół nas, ja próbowałam odgonić je, a Właścicielka nie podchodząc do nas nadal wołała psy. Masza była już przerażona, że nagle wyrwała mi z ręki smycz i pognała przed siebie. Na szczęście widziałam, że leci w stronę domu. Znalazłam przerażonego psa pod drzwiami. Znów musiałam usiąść na ziemi i złapać oddech. Całe szczęście, że Masza wie, gdzie miskę stawiają po spacerze. :)

Zastanawiam się, jak mogłam zaradzić tej sytuacji. Jeżeli, ktoś z czytających ma pomysł, to piszcie. Będę wdzięczna.

Na prawdziwy wieczorny spacer poszłyśmy dopiero po północy, kiedy wiedziałam, że będzie spokój. I też tak było.

piątek, 20 września 2013

Kolejny dzień i kolejne zmiany

Przed wieczornym spacerem Masza wykazała się dużą cierpliwością. Pozwoliła mi na wyczesanie i wycięcie wszystkich kołtunów, które miała na grzbiecie, łapach, brzuchu. Była taka słodka i spokojna. Ja tylko zastanawiałam się, kiedy przegnę. Jak tylko przerwałam, gdyż nie mogłam wyciąć części kołtunów. Przekręciła się, tak jakbym miała kontynuować. Cudo! Teraz mam Maszę wolną od kołtunów i część przeszłości poszła do kosza. :)

Potem poszłyśmy na długi spacer i w naszym zacisznym zakątku Masza zaprosiła mnie do zabawy. Szkoda, że mam za krótką smycz, abyśmy mogły poganiać. Ja natomiast bałam się spuścić ją ze smyczy. Dlatego zabawa szybko skończyła się i udałyśmy się na zwiedzanie okolic Cytadeli.

W domu natomiast Masza postanowiła wrócić do tematu zabawy. Ja spokojnie leżałam zawinięta w śpiwór, a ona cichaczem wyciągnęła jeden z moich kapci (kapcie były pod kanapą, na której leżałam.) i zaczęła delikatnie nadgryzać go. Prawda, że to bezczelność! Jak mogła! Wyplątałam się ze śpiwora i zaprosiłam ją do zabawy. Wiedziałam, że pies nudzi się i chce rozrywki. Od razu skorzystała. Najpierw przywarła do ziemi i z rozbawionym wzrokiem zaczęła uderzać dwoma łapami o podłogę, jakby chciała powiedzieć: "poganiaj ze mną!". Potem zerwała się i pobiegła do mojego pokoju. W pełnym galopie wróciła do salonu i znowu zaczęła mnie zaczepiać. Takich rund było ze dziesięć. W międzyczasie Masza zawadiacko podczołgiwała się i zaczepiała mnie. :) Oj ale to był wesoły wieczór. Potem Obie padłyśmy na swoje łóżka i zasnęłyśmy.

Gdzieś nad ranem obudziło mnie szczekanie psa. Nie zgadniecie, kto szczekał. Tak! MASZA DZISIAJ W NOCY DAŁA PIERWSZY RAZ GŁOS! To było niesamowite, ale też i trochę przerażające, ponieważ wyrwała mnie ze środka snu, więc przestraszyłam się i jakiś czas nie mogłam zasnąć. Ciekawe. Astra (moja poprzednia sunia) też tak szczekała w nocy, na szczęście nie każdej nocy.

Nowości nie koniec. Tym razem kolej na przełamanie mojego lęku. Na porannym spacerze w naszym zacisznym zakątku postanowiłam spuścić Maszę ze smyczy. To był widok. Masza odeszła na pewną odległość. Przywoływałam ją, ona przychodziła i odchodziła. Pilnowała się. Zaczęłam biec i Ona galopowała za mną. :) Widok uśmiechniętego psa z rozwianym włosem - BEZCENNY!

Co czeka nas dalej? Kolejne wyznawania i radości.

PS. Klaudio, wiem, że czytasz blogga. Z radością muszę przyznać, że myliłaś się co do Maszy. Mam uroczego przytulaka. Oczywiście czasem przestraszy się czegoś, nadal nie lubi samego wyjścia na spacer, stresują ją inne psy, ale nie zmienia to faktu, że mam przytulaka.


czwartek, 19 września 2013

Masza jako dalmatyńczyk

Wczoraj wieczorem spotkała mnie niesamowita niespodzianka.

Oglądałam program Animal Planet "too cute". Pokazywano szczeniaki, które czasem piszczały. Nagle Masza wpadła do salonu. Wyjrzała zza fotela, postawiła uszy i przekręcając głowę obserwowała telewizor.

Myślałam, że na tym będzie koniec. Masza z zaciekawieniem, ale i z nieśmiałością, ruszyła na ugiętych nogach w kierunku telewizora. Każda zmiana kadru zmuszała Maszę do wycofania, jednak nie traciła kontaktu wzrokowego z szczeniakami.

Za każdym piśnięciem szczeniaka Masza skradała się z powrotem do telewizora i z ogromnym zainteresowaniem obwąchiwała ekran. Była też zainteresowana głośnikami, ale nie aż tak.

Najbardziej zdziwiłam się, kiedy na drugim planie przechodził człowiek i Masza odprowadziła go wzrokiem i zerknęła za telewizor. Wygląda na to, że Masza wybiórczo ogląda telewizję.

Potem zmieniłam program i myślałam, że straci zainteresowanie telewizorem. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze została i oglądała dalej, po drugie wykazywała zainteresowanie różnymi głosami. Przepraszam wszystkich zaciekawionych, ale nie zapamiętałam, jakie głosy wydawały jej się ciekawe a jakich lękała się. Jeżeli znowu dołączy do oglądania telewizji, to zwrócę uwagę i napiszę.

Dlaczego napisałam taki tytuł postu? W "101 dalmatyńczykach" był jeden szczeniak, który nie mógł oderwać wzroku od ekranu telewizyjnego. Myślałam, że to bajka. Nie wierzyłam, że pies może z takim zaciekawieniem oglądać telewizję. A tu proszę. Mam w domu telemaniaka.

W końcu musiałam oderwać Maszę od telewizora, gdyż za blisko leżała ekranu. Boję się, że zepsuję się jej wzrok. Na szczęście Masza nie była zbyt rozbrykana po seansie i spała spokojnie. :)


środa, 18 września 2013

Nocny i popołudniowy przełom

Dzisiaj nad ranem był przełom w spacerowaniu. Pod murami Cytadeli Masza poczuła się rozluźniona. Lekko, z dużą dozą nieśmiałości, unosi ogon. Prawdopodobnie mało psów tam trafia i stąd jej dobre samopoczucie. :)

Nie wiem, dlaczego nadal boi się samego wyjścia na spacer. Może potrzeba czasu? Teraz przeszłam na technikę przekupstwa. Po spacerze dostaje trochę mniej niż 1/3 dziennej porcji jedzenia, aby nauczyła się, że po spacerze będzie fajnie i warto pójść, aby zjeść. :) W końcu "przez żołądek do serca." Zobaczę, czy to pomoże.


wtorek, 17 września 2013

Moje obserwacje

To już drugi dzień za nami. Coraz więcej dzieje się. Pokonujemy kolejne schody i kolejne przeszkody do normalnego życia. :)

Dzisiaj wyruszyłyśmy na bardzo daleki spacer, doszłyśmy aż pod mury Cytadeli. To nie było łatwe, ponieważ na Maszę czyhali mężczyźni, dzieci wychodzące ze szkoły, małe ciężarówki, a na koniec przy podejściu na górę zaciekawiona sunia.

Muszę przyznać, że źle zatytułowałam blogga, więc jeśli jest taka możliwość, to zrobię to. Masza nie jest lękliwa, tylko kompletnie nie zna świata. Ona na spacerach co jakiś czas staje i nasłuchuje. Nie ucieka przed nadjeżdżającymi samochodami. Dla niej nowością są ścieżki wysypane kamieniami, głęboka kałuża, a sądzę, że nawet trawa mogła być czymś nowym dla niej. Teraz ona uczy się świata. Jednego nie musi uczyć się. Wie, co robi się ze zdechłymi żabami i innymi żyjątkami, które przeszły na inny świat. Czy chce tarzać się? Tak. Masza jest psem tarzającym się. No cóż będę musiała to pokochać.

Niestety boi się ludzi, a przede wszystkim mężczyzn. Wszelkie nagłe ruchy ludzi powodują u niej niepokój. Wiem jednak, że poradzi sobie z tym. Tylko potrzeba czasu.

Jest jedno pomieszczenie w mieszkaniu, które coraz bardziej wychodzi na prowadzenie: kuchnia, kiedy ja tam jestem. Nie muszę tłumaczyć dlaczego. Bardzo chętnie towarzyszy w gotowaniu, zmywaniu i moim kręceniu się po kuchni. Oczywiście przestraszy się proforma, ale zaraz rozbawiona wpada z pytaniem: "dostanę coś do jedzenia."

Teraz już czas na sen, co dość dosadnie sugeruje mi Masza.