Masza

Masza

poniedziałek, 30 września 2013

Opinie

Muszę poskarżyć się na niektórych ludzi.

Czasem spotykam na spacerach ludzi, których pesymizm nie ma granic. Utwierdzają mnie w przekonaniu, że czeka mnie długa praca z Maszą. Mam bujną wyobraźnię i mogę wyobrazić sobie, czym kierują się mówiąc mi takie rzeczy. Nie zmienia to faktu, że mówieniem takich rzeczy nie pomagają. Takie mówienie może podcinać skrzydła i zniechęcać do dalszej pracy. Myśli mogą skupić się na niepowodzeniach.

Ja mam ogromne szczęście, bo mam Maszę. Mam wrażenie, że ona też jest uparta i nie chce dać za wygraną. Wczoraj na przykład na spacerze zaprosiła pieska do zabawy. On był bardziej przestraszony, ale dołączył się do nieśmiałej zabawy. Na wieczornym spacerze (na bezpiecznym gruncie) Masza podeszła do suni i nawet miała ochotę pobiegać z nią. Tym razem zaproszenie nie zostało przyjęte.

 Nie chcę napisać, że Masza pokonała lęki, bo tak nie jest, ale dla wszystkich niedowiarków i pesymistów piszę o jej sukcesach.

Skupiajmy się na pozytywach a nie negatywach. Psy to czują.

niedziela, 29 września 2013

Kampinos

Nie rzucam słów na wiatr. Postanowiłam "zaprzyjaźniać" Maszę z samochodem. Moje doświadczenia w budowaniu przyjaźni pokazują, że potrzeba długiego okresu, aby zbudować więź przyjaźni. Tak też będzie w tym przypadku. Jeszcze trochę upłynie czasu, kiedy Masza przekona się, że wyjazd samochodem nie jest związana z wywiezieniem gdzieś, ale z fajną przygodą. Jedno, co pociesza mnie, że gdy jedziemy, to Masza z zaciekawieniem wygląda między przednimi fotelami i rozgląda się po okolicy.

Dzisiaj wyciągnęłam Maszę na spacer do Kampinosu. Z punktu widzenia Maszy wyprawa przeplatała się z rozkoszą grzebania nosem w piasku i z obawą przed mijających nas ludzi i psów (nadal to jest bolączka Maszy) i do tego muszę doliczyć coś najbardziej przerażającego pod słońcem: PARASOLKĘ i to w dodatku czerwoną.

Oprócz malutkiego deszczyku pogoda była cudowna, las mienił się pięknymi kolorami, Masza z zadowoleniem wąchała, wyprzedzała mnie i odpoczywała. Według mnie spacer był wspaniały. Jak wróciłyśmy obie padłyśmy ze zmęczenia i nabieramy sił na wieczorny spacer wokół domu, ale to już będzie nuda...

piątek, 27 września 2013

Nowa jakość spacerów

Coraz częściej widzę jeszcze bardziej rozbawiony pysk niż na tym zdjęciu.

Jak już pisałam Masza uwielbia piasek. Zabawa zaczyna się od dokopania się do wilgotnego piasku, potem wkłada nos pod piasek i wciera sobie piasek w sierść. :) Wygląda to bardzo śmiesznie. Czasem próbuje wytarzać się w piasku, ale to nie jest reguła. Po tym wstępie Masza rozpoczyna sprint z nagłymi zwrotami między przyrządami do zabawy dla dzieci. Ja też ćwiczę kondycję, ponieważ Masza nie ma zamiaru sama bawić się. Sama tego chciałam. :)

Po paru dniach przekupstwa postanowiłam spuścić Maszę ze smyczy. Masza choć czasem spłoszy się, to i tak wraca do mnie. Dla uspokojenia powiem, że nie mam w ogóle do niej zaufania i dlatego spuszczam ją tylko w spokojnych miejscach. :) Ja z kolei od czasu do czasu chowam się za drzewami, krzakami i nawołuję ją. Nie może bezkarnie pędzić przed siebie. :) Spacery od tej pory mają zupełnie inną jakość. Masza coraz chętniej rozgląda się po trawnikach i nieśmiało czasem zamerda ogonem.

Dzisiaj natomiast postanowiła przestraszyć się mostku nad rzeczką. Nie wiem, co stało się, gdyż już przechodziłyśmy po nim. Może to kaprys? Na jej obronę muszę napiszę, że w nagrodę przeszła po nim aż trzy razy. Za każdym razem miała coraz bardziej wyprostowane nogi. :) Brawa dla Maszy!

Teraz szykuję jej nowe wyzwanie. Wejście do samochodu. Ostatnio siedziała w aucie pamiętnego dnia. Chyba przyszedł na to czas. :)

wtorek, 24 września 2013

Maszy nowe oblicze

Już myślałam, że nie będę miała o czym pisać. Masza jednak zaskakuje mnie codziennie. :)

Po południu poszłyśmy na bardzo długi spacer na Kępę Potocką. Tam było bardzo fanie, choć czasem Masza wyglądała na zdenerwowaną. Ja nie dałam za wygraną. Jak ja żałuję, że nie mogę spuścić jej ze smyczy.

Po spacerze pies padł. Nie dziwię się, po dwóch godzinach chodzenia i truchtania każdy może być zmęczony. A co dopiero pies, który nie ma dobrej kondycji i jeszcze do tego zdenerwowany nowym miejscem. Gdy wieczorem wróciłam do domu Masza przywitała mnie. Nie wykazywała dużego zainteresowania drapaniem i głaskaniem. Wszystko przez zmęczenie. :)

Wieczorem poszłyśmy w całkiem nowe miejsce. Zaszłyśmy do parczku, który miał niski płot. Sprawdziłam, czy wszystkie furtki są zamknięte i spuściłam Maszę ze smyczy. W tym parczku jest plac zabaw, który stoi na piasku. Na początku Masza z dużą dozą niepewności chodziła po grząskim piasku. Zrobiłyśmy kilka rund i nagle Masza oszalała. Biegała po piasku, robiła młynki, podskakiwała, wykonywała zwroty. Istny szał. Tak uśmiechniętego psa nie widziałam. Po jakimś czasie udałyśmy się do domu.

Myślałam, że Masza grzecznie położy się na posłaniu i zaśnie. Gdy wyjmowałam z plecaka piłeczkę ping-pongową, to Masza delikatnie wzięła ją do pyska i zaniosła na posłanie. Zaczęła ją gryźć. Postanowiłam dać jej piłkę tenisową. To był strzał w dziesiątkę. Masza jak oszalała rzucała sobie piłkę, gryzła ją, podrzucała, oskubywała z włosków. Przegryzienie piłki to jest największe wyzwanie Maszy. Ciekawa jestem, ile czasu zajmie jej zrobienie w niej dziury. :)

Do usłyszenia niedługo.

niedziela, 22 września 2013

Niedziela - spokojny dzień


Czy uwierzycie, jak powiem, że nic strasznego i przerażającego nie wydarzyło się w niedzielę? Tak właśnie było.

Ten dzień spędziłyśmy na spacerach, spaniu i... zabawie. Tak, Masza zaprosiła mnie do zabawy w mieszkaniu. Przekonałam się, jak mocną czaszkę ma Masza. Mam nadzieję, że kolejny raz będę szybsza i nie trafi mnie w nos. Ma mocniejsze uderzenie od poprzedniczki - Astry (owczarek niemiecki). Na szczęście mój "skowyt" nie przestraszył Maszy i kontynuowałyśmy rozrabianie. :)

Przerwałam zabawę i zaczęłam kręcić się wokół snu. Masza postanowiła porwać moją skarpetkę i położyła się z nią do legowiska. Zabrałam ją i poszłam do łazienki. Usłyszałam kroki psa i dziwny dźwięk. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam w legowisku Maszę z moją ulubioną torebką. Podeszłam do Maszy, stanowczo zabrałam torebkę i powiedziałam "Masza, nie wolno". Udałam się z powrotem do łazienki. Znów usłyszałam kroki w przedpokoju. Postanowiłam kontynuować kąpiel. Okazało się, że sunia nie wzięła ponownie torebki.

Mam tylko jeden wniosek z tego zdarzenia. Masza potrzebuje zabawek. :)

sobota, 21 września 2013

Dzień po...

No dzisiaj było inaczej niż dwa dni temu.

Wczorajsze wydarzenia wpłynęły na Maszę, ale też i na mnie. Masza cofnęła się do stanu ze środy, ale nie we wszystkich aspektach. Bardziej boi się psów, ale ludzi tak samo. Ja z kolei staram się wybierać jeszcze spokojniejsze miejsca na spacer. Obie musimy wrócić do pracy ze środy. Nic więcej.

Popołudniu poszłyśmy z Maszą na łączkę, gdzie mogłam usiąść i pobyć z Maszą na jakiś czas w jednym miejscu. Co zrobiła Masza? Wąchała, krążyła i zabrała się do jedzenia trawy. Od razu przypomniało mi się, jak w dzieciństwie z moimi Kuzynkami wypasałyśmy krowy. :) To był fajny spacer. W pięknym słońcu i taki spokojny.

Pod wieczór próbowałam obejrzeć filmy na Animal Planet. Jeden był o Zwierzętach Ameryki Północnej, a drugi o lwach wychowanych w niewoli, ale uczonych życia na wolności. Masza dołączyła do oglądania. Sunia ma jedną poważną wadę - jest nieprzezroczysta. Usiadła tuż przed telewizorem i niechętnie dała się przesunąć. Już niewiele brakowało a szczeknęłaby. :) Próbowała nawet złapać jedno z lwiątek.
Wieczorny spacer miał dwa oblicza. Jeden dotyczył nowego zachowania Maszy, a drugi wątpliwych atrakcji. Masza po raz pierwszy zaznaczyła teren. Nie wiem, czy to jest trwałe, ale znamienne. :) Cieszę się z tego.

Niestety na sam koniec spaceru w Parku Traugutta puszczano fajewerki. Masza oczywiście przestraszyła się, ale nie wróciłyśmy do domu, tylko dokończyłyśmy spacer, gdy nastąpiła cisza, choć Masza nie była zrelaksowana, ale nie próbowała uciekać do domu.

Myślałam, że koniec naszych wyzwań, a jednak jeszcze daleka droga przed nami... droga kręta, ale wiem, dokąd chcę dojść. :)

Wczorajsze pomyłki i stresy


Ten dzień pokazał mnie, że wiedza teoretyczna, to nie wszystko. Oczywiście to wiem, ale nie ma to jak przeżyć to na własnej skórze.

Poszłam na spacer z Koleżanką i Maszą. Ta druga od początku była niepewna sytuacji. Masza nie mogła zaakceptować torebki plastykowej ani obcej osoby obok mnie. Poszłyśmy do zacisznego zakątka, gdzie Masza jest wyluzowana. Odeszłam na od Koleżanki, spuściłam Maszę ze smyczy. Odeszła ode mnie, ale potem na zawołanie wróciła do mnie. Gdy ją złapałam na smycz z powrotem nie zauważyłam jej wzroku (był taki jak na zdjęciu.). Chyba nie muszę pisać, co on oznacza?

Koleżanka zrobiłam nam zdjęcie, potem odeszłam na pewną odległość i znów spuściłam Maszę ze smyczy. Nie wiem, co stało się, ale Masza nie chciała wrócić na zawołanie do mnie. Moja Koleżanka w ogóle poszła. Gdy kucałam i wołałam Maszę, ona odchodziła coraz dalej. Bałam się, że wyjdzie z zakątka i gdzieś ucieknie w panice. Na szczęście zaczęła iść w kierunku schodów, którymi zwykle wchodzimy na górę. Tu wykorzystałam umiejętności łapania koni na padoku. :) Zaszłam jej drogę tak, że spotkałyśmy się na schodach. Tam złapałam Maszę. Usiadłam, złapałam oddech, czyli uspokoiłam go i wróciłyśmy do domu. Byłam wściekła na siebie. Jak mogłam przeoczyć stres malujący się w oczach Maszy. Do tej pory nie wiem, czy to zdarzenie przeżyłam mocniej niż Masza.

Klaudio, miałaś rację. Twoje obawy były słuszne. Przemówiła przeze mnie pycha.

To nie był koniec naszych stresów.

Na wieczornym spacerze było jeszcze gorzej. Gdy szłyśmy nagle z klatki wybiegły cztery małe psy. Jeden strasznie ujadał i oczywiście całe stado podbiegło do nas. Za stadem szła Właścicielka z Panem i wołali pieski. Ja przystanęłam, Masza za mną. Zrobiło się coraz goręcej, bo psy biegały wokół nas, ja próbowałam odgonić je, a Właścicielka nie podchodząc do nas nadal wołała psy. Masza była już przerażona, że nagle wyrwała mi z ręki smycz i pognała przed siebie. Na szczęście widziałam, że leci w stronę domu. Znalazłam przerażonego psa pod drzwiami. Znów musiałam usiąść na ziemi i złapać oddech. Całe szczęście, że Masza wie, gdzie miskę stawiają po spacerze. :)

Zastanawiam się, jak mogłam zaradzić tej sytuacji. Jeżeli, ktoś z czytających ma pomysł, to piszcie. Będę wdzięczna.

Na prawdziwy wieczorny spacer poszłyśmy dopiero po północy, kiedy wiedziałam, że będzie spokój. I też tak było.

piątek, 20 września 2013

Kolejny dzień i kolejne zmiany

Przed wieczornym spacerem Masza wykazała się dużą cierpliwością. Pozwoliła mi na wyczesanie i wycięcie wszystkich kołtunów, które miała na grzbiecie, łapach, brzuchu. Była taka słodka i spokojna. Ja tylko zastanawiałam się, kiedy przegnę. Jak tylko przerwałam, gdyż nie mogłam wyciąć części kołtunów. Przekręciła się, tak jakbym miała kontynuować. Cudo! Teraz mam Maszę wolną od kołtunów i część przeszłości poszła do kosza. :)

Potem poszłyśmy na długi spacer i w naszym zacisznym zakątku Masza zaprosiła mnie do zabawy. Szkoda, że mam za krótką smycz, abyśmy mogły poganiać. Ja natomiast bałam się spuścić ją ze smyczy. Dlatego zabawa szybko skończyła się i udałyśmy się na zwiedzanie okolic Cytadeli.

W domu natomiast Masza postanowiła wrócić do tematu zabawy. Ja spokojnie leżałam zawinięta w śpiwór, a ona cichaczem wyciągnęła jeden z moich kapci (kapcie były pod kanapą, na której leżałam.) i zaczęła delikatnie nadgryzać go. Prawda, że to bezczelność! Jak mogła! Wyplątałam się ze śpiwora i zaprosiłam ją do zabawy. Wiedziałam, że pies nudzi się i chce rozrywki. Od razu skorzystała. Najpierw przywarła do ziemi i z rozbawionym wzrokiem zaczęła uderzać dwoma łapami o podłogę, jakby chciała powiedzieć: "poganiaj ze mną!". Potem zerwała się i pobiegła do mojego pokoju. W pełnym galopie wróciła do salonu i znowu zaczęła mnie zaczepiać. Takich rund było ze dziesięć. W międzyczasie Masza zawadiacko podczołgiwała się i zaczepiała mnie. :) Oj ale to był wesoły wieczór. Potem Obie padłyśmy na swoje łóżka i zasnęłyśmy.

Gdzieś nad ranem obudziło mnie szczekanie psa. Nie zgadniecie, kto szczekał. Tak! MASZA DZISIAJ W NOCY DAŁA PIERWSZY RAZ GŁOS! To było niesamowite, ale też i trochę przerażające, ponieważ wyrwała mnie ze środka snu, więc przestraszyłam się i jakiś czas nie mogłam zasnąć. Ciekawe. Astra (moja poprzednia sunia) też tak szczekała w nocy, na szczęście nie każdej nocy.

Nowości nie koniec. Tym razem kolej na przełamanie mojego lęku. Na porannym spacerze w naszym zacisznym zakątku postanowiłam spuścić Maszę ze smyczy. To był widok. Masza odeszła na pewną odległość. Przywoływałam ją, ona przychodziła i odchodziła. Pilnowała się. Zaczęłam biec i Ona galopowała za mną. :) Widok uśmiechniętego psa z rozwianym włosem - BEZCENNY!

Co czeka nas dalej? Kolejne wyznawania i radości.

PS. Klaudio, wiem, że czytasz blogga. Z radością muszę przyznać, że myliłaś się co do Maszy. Mam uroczego przytulaka. Oczywiście czasem przestraszy się czegoś, nadal nie lubi samego wyjścia na spacer, stresują ją inne psy, ale nie zmienia to faktu, że mam przytulaka.


czwartek, 19 września 2013

Masza jako dalmatyńczyk

Wczoraj wieczorem spotkała mnie niesamowita niespodzianka.

Oglądałam program Animal Planet "too cute". Pokazywano szczeniaki, które czasem piszczały. Nagle Masza wpadła do salonu. Wyjrzała zza fotela, postawiła uszy i przekręcając głowę obserwowała telewizor.

Myślałam, że na tym będzie koniec. Masza z zaciekawieniem, ale i z nieśmiałością, ruszyła na ugiętych nogach w kierunku telewizora. Każda zmiana kadru zmuszała Maszę do wycofania, jednak nie traciła kontaktu wzrokowego z szczeniakami.

Za każdym piśnięciem szczeniaka Masza skradała się z powrotem do telewizora i z ogromnym zainteresowaniem obwąchiwała ekran. Była też zainteresowana głośnikami, ale nie aż tak.

Najbardziej zdziwiłam się, kiedy na drugim planie przechodził człowiek i Masza odprowadziła go wzrokiem i zerknęła za telewizor. Wygląda na to, że Masza wybiórczo ogląda telewizję.

Potem zmieniłam program i myślałam, że straci zainteresowanie telewizorem. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze została i oglądała dalej, po drugie wykazywała zainteresowanie różnymi głosami. Przepraszam wszystkich zaciekawionych, ale nie zapamiętałam, jakie głosy wydawały jej się ciekawe a jakich lękała się. Jeżeli znowu dołączy do oglądania telewizji, to zwrócę uwagę i napiszę.

Dlaczego napisałam taki tytuł postu? W "101 dalmatyńczykach" był jeden szczeniak, który nie mógł oderwać wzroku od ekranu telewizyjnego. Myślałam, że to bajka. Nie wierzyłam, że pies może z takim zaciekawieniem oglądać telewizję. A tu proszę. Mam w domu telemaniaka.

W końcu musiałam oderwać Maszę od telewizora, gdyż za blisko leżała ekranu. Boję się, że zepsuję się jej wzrok. Na szczęście Masza nie była zbyt rozbrykana po seansie i spała spokojnie. :)


środa, 18 września 2013

Nocny i popołudniowy przełom

Dzisiaj nad ranem był przełom w spacerowaniu. Pod murami Cytadeli Masza poczuła się rozluźniona. Lekko, z dużą dozą nieśmiałości, unosi ogon. Prawdopodobnie mało psów tam trafia i stąd jej dobre samopoczucie. :)

Nie wiem, dlaczego nadal boi się samego wyjścia na spacer. Może potrzeba czasu? Teraz przeszłam na technikę przekupstwa. Po spacerze dostaje trochę mniej niż 1/3 dziennej porcji jedzenia, aby nauczyła się, że po spacerze będzie fajnie i warto pójść, aby zjeść. :) W końcu "przez żołądek do serca." Zobaczę, czy to pomoże.


wtorek, 17 września 2013

Moje obserwacje

To już drugi dzień za nami. Coraz więcej dzieje się. Pokonujemy kolejne schody i kolejne przeszkody do normalnego życia. :)

Dzisiaj wyruszyłyśmy na bardzo daleki spacer, doszłyśmy aż pod mury Cytadeli. To nie było łatwe, ponieważ na Maszę czyhali mężczyźni, dzieci wychodzące ze szkoły, małe ciężarówki, a na koniec przy podejściu na górę zaciekawiona sunia.

Muszę przyznać, że źle zatytułowałam blogga, więc jeśli jest taka możliwość, to zrobię to. Masza nie jest lękliwa, tylko kompletnie nie zna świata. Ona na spacerach co jakiś czas staje i nasłuchuje. Nie ucieka przed nadjeżdżającymi samochodami. Dla niej nowością są ścieżki wysypane kamieniami, głęboka kałuża, a sądzę, że nawet trawa mogła być czymś nowym dla niej. Teraz ona uczy się świata. Jednego nie musi uczyć się. Wie, co robi się ze zdechłymi żabami i innymi żyjątkami, które przeszły na inny świat. Czy chce tarzać się? Tak. Masza jest psem tarzającym się. No cóż będę musiała to pokochać.

Niestety boi się ludzi, a przede wszystkim mężczyzn. Wszelkie nagłe ruchy ludzi powodują u niej niepokój. Wiem jednak, że poradzi sobie z tym. Tylko potrzeba czasu.

Jest jedno pomieszczenie w mieszkaniu, które coraz bardziej wychodzi na prowadzenie: kuchnia, kiedy ja tam jestem. Nie muszę tłumaczyć dlaczego. Bardzo chętnie towarzyszy w gotowaniu, zmywaniu i moim kręceniu się po kuchni. Oczywiście przestraszy się proforma, ale zaraz rozbawiona wpada z pytaniem: "dostanę coś do jedzenia."

Teraz już czas na sen, co dość dosadnie sugeruje mi Masza.


poniedziałek, 16 września 2013

Spacer - przełamując fale


Po południu wyszłam z Maszą na drugi tego dnia spacer. Masza sama zaproponowała "wypad" na nowe tereny.

Zatrzymałyśmy się na dłużej w alei Wojska Polskiego i tam zorientowałam się, jaki ogrom dźwięków "atakuje" psa, a przecież ludzie słyszą gorzej niż psy. Wyobraźcie sobie, że nie rozumiecie tych dźwięków. Świat staje się zupełnie inny. Do tego dołączymy niewyobrażalną moc zapachów i od razu lęk psa przed nowym staje się prosty i zrozumiały.

Z tego powodu jestem bardzo dumna z Maszy, że przekonała się do spaceru aż na Cytadelę, nie zeszłyśmy na dół ani nie obeszłyśmy jej wokół, ale to z mojego powodu - nie chciałam dźwigać przerażonej suni w powrotnej drodze. Na spacerze odkryłam, że Masza nie boi się samochodów, ale ma lęk głównie przed mężczyznami. Czyżby wspomnienia ze schroniska?

Po spacerze nastąpił przełom. Masza weszła do salonu (dowodem jest zdjęcie), poszła sama do kuchni, aby napić się wody. Kilkakrotnie odwiedziła mnie w salonie i została przyłapana przeze mnie na leżeniu przed łóżkiem a nie w "budzie". Oczywiście jak tylko mnie zobaczyła uświadomiła sobie, co zrobiła i uciekła do "budy".

Gdy siedzę przy komputerze jeszcze woli spanie w "budzie", ale co tam. Nie można zbyt szybko zmienić się, bo jeszcze za szybko pańcia odkryje psie możliwości. :)

Właśnie Masza położyła się na boku w "budzie". Pierwszy raz od zamieszkania ze mną. :)

To na tyle, bo teraz muszę dokończyć zupę pomidorową. :)

Dobrej nocy.

Poranek - przerażające, ruszające się panele w przedpokoju

Dzisiaj obudziłam się i Masza nie zaskoczyła mnie. Słyszałam ją zza nóg łóżka. Niestety to miejsce wybrała na swoją budę. Czuje się tam bezpiecznie. W końcu będę musiała zlikwidować jej tę kryjówkę, ale nie teraz.

Wstałam stosunkowo późno, ponieważ była godzina 9.00. Stwierdziłam, że po wczorajszym wysiłku Masza musi być okropnie głodna i spragniona. Nasypałam do miski jedzenie i zobaczyłam wystającą zza progu głowę z postawionymi uszami. Tak bardzo merdała ogonem, że całe ciało falowało. Pomyślałam: "jest dobrze, zaraz wyjdzie z boksu i przyjdzie zjeść."

Nic takiego nie wydarzyło się. Ona stała, merdała nerwowo ogonem, popiskiwała, wyciągała się, spoglądała na lustro (a tam. O Boże! Drugi pies!). Jak już postawiła nogę do przedpokoju i lustro jej nie przestraszyło, to zdenerwowała się ruszającą i skrzypiącą podłogą. O mamo! Ile tu jest przeszkód, a w przedpokoju stoją miski!

Po dwóch godzinach postanowiłam przejść do czynów bardziej konkretnych. Wyciągnęłam ją z pokoju. Zamknęłam drzwi do boksu i tak ją zostawiłam. Sama położyłam się na przeciwległym końcu przedpokoju i leżałam. Pies stał jak posąg. W końcu postanowiła ruszyć delikatnie jak tylko dało się łapą, ale na razie tylko jedną. Przeżyła. Przyszła kolej na kolejne łapy aż w końcu usiadła i zaczęła ciężko dyszeć. No nie, tego mi brakowało, aby zwymiotowała. Wstałam, zabrałam miski do kuchni i zabrałam się do zrobienia sobie śniadania.

Masza była już chyba tak spragniona, że postanowiła wejść do kuchni. Wzięła łyk wody i zaczęła obwąchiwać kuchnię. Poczuła jajko. Tak, tak. JAJKO! Podałam jej do obwąchania i ... spróbowała. Nie czekałam długo. wrzuciłam jajko do miski. To była pokusa. Nic nie mogła zrobić oprócz zjedzenia całej miski. :) HURA!

Coraz bardziej przekonuję się, że Masza ma potencjał, gdyż już postawiła dwie łapy na szafce przy oknie. Strach przed nieznanym wstrzymuje ją, ale ja tak łatwo nie poddaję się. :)

niedziela, 15 września 2013

Nastąpił ten dzień

Około miesiąca temu przeczytałam na stronie internetowej dotyczącej adopcji zwierząt taki oto fragment opisu suni: "(...) Uwielbiam jej radość, kiedy wchodząc do boksu skacze na mnie szczęśliwa, i nagle ucieka na chwile, bo zdaje sobie sprawę, że pozwoliła sobie na więcej niż zwykle;) (...)".

Od razu pomyślałam, że muszę poznać tę sunię. Ma na imię Masza. Wydaje się, że ma 4 lata, ale jak to bywa u psów ze schroniska nie ma takiej pewności. Jest urocza. Gdy z ciekawości stawia uszy od razu miałam ochotę, aby wytarmosić ją za nie. :)

Po paru odwiedzinach, upewnieniu się, że mogę ją wyrwać ze szponów schoniskowego życia, wyznaczyłam dzień - dzień "P" ("P" jak początek, przygoda, pieszczoty, ale i przerażenie.).

Poprosiłam Klaudię, która opiekowała się Maszą w schronisku, aby pomogła mi w przetransportowaniu jej.

Myślałyśmy, że czeka nas maraton po boksie z przeszkodami. Na szczęście Masza wybrała inną strategię: przyklejenia się do ziemi. W ten sposób szybko założyłyśmy szelki i obrożę. Mogłyśmy rozpocząć wyciąganie jej z boksu (nie napisałam, że dzisiaj miała pierwsze wyjście za bramę schroniska od 3 lat).

Potem przyszła kolej na samochód. No cóż, znowu nie doceniłyśmy jej. Miałam przed oczami rozstawione łapy i postawa: "róbcie, co chcecie, ja i tak tam nie wejdę." Wsadzenie jej było łatwiejsze od wyjęcia jej z boksu. Coś czuję, że w samochodzie czuła się, jakby była w budzie. Po jakimś czasie Masza odważyła się wyjrzeć przez okno i wyglądała na zadowoloną i zaciekawioną. Nie zdążyła oswoić się z nierównościami na drodze, ale na szczęście nie ma choroby lokomocyjnej. :)

Po przyjechaniu na Żoliborz czekało mnie godzinne siedzenie na chodniku, gdyż Masza znalazła kolejne miejsce ucieczki - schowanie głowy pod samochód. W końcu postanowiłam wstać kolejny raz podnieść psa i ruszyć w stronę drzwi. To nie było łatwe, ale w końcu udało się. Najgorsze dla Maszy miało nadejść, co wymyśliłam jeszcze w drodze do domu...

Boksy w schronisku są płukane wodą (nie muszę nadmieniać, że psy są mokre, a Masza ma długą sierść.). Masza w czasie akcji schowała się pod krzakiem, pod którym nie było trawy. Na koniec leżała przy samochodach wśród suchych liści, piasku i innych śmieci.

Jak tylko zamknęłam drzwi wejściowe i rozebrałam się szybko przetransportowałam Maszę do łazienki i... . Tak, zrobiłam to: WYKĄPAŁAM PSA! Jak mogłam? Nie wiem, chyba siłą rozpędu. Możecie wyobrazić sobie, jaki był efekt. Masza nie wyszła ze swego kąta przez jakieś 3,5 godziny (a może 4 godziny).

Nie wiem, czy ona spała, ale ja w tym czasie tak. Czułam się wyczerpana.

Wstałam i poszłam obejrzeć siatkówkę. Nagle usłyszałam dźwięk. Zdziwiłam się, bo nie słyszałam stukotu pazurów, ale tylko dźwięk węszenia i drapania w legowisko. Pomyślałam: WYSZŁA! Jak tylko zorientowała się, że jest obserwowana, to uciekła z powrotem. Ja jednak tak łatwo nie odpuściłam. Przyszłam do pokoju i usiadłam pod szafą. A ona z radością podeszła do mnie. Na razie z trudem wychodzi z mojego pokoju, ale nie wszystko od razu.

Na koniec czekała ją kolejna przygoda. SPACER. Udało mi się wyciągnąć ją, ale przez cały czas szukała miejsca do schowania się. Właśnie na spacerze przyszedł mi pomysł, że Masza wypracowała sobie schemat działania: przestraszę się, to dadzą mi spokój.

Czas przyniesie rozwiązania zagadki.