Masza

Masza

czwartek, 12 listopada 2015

Rudi - znalazł dom

Mam bardzo dobre wieści. Rudi znalazł dom. Pokochali go pomimo chorób, jakie go dręczą. Jest szczęśliwym kotem. :)

Sąsiadka szuka domu dla kota mieszkającego na podwórku.







Może będziecie mogli pomóc. :)

poniedziałek, 9 listopada 2015

Aszlej


Dzisiaj wieczorem zajrzałam na stronę schroniska w Józefowie, skąd przybyła do mnie Masza. Znalazłam opis Aszleja i nie mogę nie napisać o nim.

Gdy pierwszy raz przybyłam do Józefowa i zobaczyłam kojec, w którym była Masza i Aszlej. Zobaczyłam dwie bidy. Masza była wycofana, ale Aszlej to przebił ją na głowę. Był przerażony, wycofany, na wszelki wypadek odpychał od siebie ludzi. Nie chciał nawiązać kontaktu.

A teraz...

Tylko jego imię jest to samo. Nie poznałam go w pierwszej chwili. A gdy zobaczyłam, że ma zdjęcie zrobione w czasie spaceru, to moje serce uśmiechnęło się.

A jaka będzie radość, jeśli zobaczę jego opis w dziale "Znaleźli nowy dom". Wierzę, że to jest możliwe. Tylko to musi być bardzo świadomy Właściciel, ale na szczęście tacy ludzie istnieją. :)

A to zdjęcie Maszy i Aszleja z przed 2013 r.

A to nowy Aszlej

Zmienił się. Prawda? Właściwie, to nie pytanie tylko stwierdzenie. On zmienił się ogromnie.

Trzymam kciuki za Aszleja i Wolontariuszy. :)



niedziela, 11 października 2015

Upały kontra chłodne dni


Nastała jesień i już niektórzy narzekają na chłodne, a nawet zimne dni. Niektórzy tęsknią za ponad trzydziestostopniowymi upałami. Z tego powodu postanowiłam wrócić pamięcią do tegorocznego lata.

Przez cały ten okres starałam się oszczędzać Maszy wątpliwej przyjemności chodzenia na spacery po rozpalonym asfalcie, już nie wspominając o żarze lejącym się z nieba. Większość spacerów odbywałyśmy wcześnie rano oraz późnym wieczorem. Resztę dnia suka spędzała w mieszkaniu, w którym były zaciągnięte zasłony, aby słońce nie rozgrzewało powietrza.

Wszelkie spacery starałam się łączyć z wypadem nad wodę, ale znalezienie parków, gdzie mogę wejść z Maszą jest trudne, a co dopiero z wodą. Na szczęście mamy Pola Mokotowskie, które są otwarte na psy oraz nikt nie zwraca uwagi, gdy pies bawi się w wodzie.

Dzięki temu Masza oswajała się z wodą i chłodziła się jednocześnie. Radość była przeogromna.

Praktycznie cały sierpień Masza spędziła u moich Rodziców, gdyż poza miastem upały nie są aż tak dokuczliwe, ale i tu oba psy miały ograniczone spacery południowe. Wypady do lasu były o wiele krótsze.

Jaka jest różnica między upalną pogodą a mroźną? W czasie zimnych dni praktycznie nic mnie nie ogranicza w długości spacerów. Jedynie muszę zadbać o siebie - muszę odpowiednio ubrać się. Nie martwię się o ewentualne poparzenia łap, o przegrzanie czy nawet odwodnienie. W chłodne dni to nam nie grozi. Ja mam o wiele więcej chęci do chodzenia i szukania fajnych miejsc na spacery - Masza nie zna jeszcze całej Warszawy.

Dlaczego napisałam o tym, abyśmy zobaczyli pozytywy zimny, która nadchodzi i to nie ubłagalnie. Jaka będzie, to okaże się, ale na pewno będę mogła z Maszą ganiać po dworze tyle ile wytrzymam ja. :)

Jest tylko jedna wada nadchodzącej zimy. Nie usiądę na trawie a Masza nie wtuli się we mnie. :( 


czwartek, 8 października 2015

Koci foch


Pewnego dnia wybrałyśmy się z Maszą w gościnę do nowego mieszkania naszej Przyjaciółki.

Masza od razu zrobiła inspekcję prawie całego mieszkania - nie wiem dlaczego ominęła łazienkę. ;) Najbardziej podobała jej się kuchnia - chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego? Była zdziwiona, gdy niczego nie dostała do jedzenia, a robiła, co mogła. My byłyśmy nieugięte. Nic nie spadło ze stołu, ani nic nie wypadło z rąk. Biedny pies! A miała taką nadzieję. ;)

Pokoje były ciekawe i zostały obwąchane bardzo dokładnie. Pewnie wyczuła poprzedniego "gościa", czyli kota. A Maszka bardzo lubi pogonić uciekającego kota - podkreślam uciekającego, gdyż siedzące, stojące, przyczajone koty nie są takie fajne, bo nie uciekają. Ciekawość suki była tak duża, że weszła na balkon. Oczywiście na początku miała maksymalnie wyciągnięte ciało, na tylnych stała dosłownie na pazurkach, ale potem przekroczyła próg i wyszła na balkon.

W nagrodę dostała zabawkę - pieska. Piesek był wspaniały, ponieważ miał odstające łapki, ogonek, głowę i uszy no i piszczałkę w zadku. Masza do piszczałki podeszła metodycznie. Najpierw była zdziwiona wydawanym dźwiękiem, a potem zaczął ją irytować. Postanowiła pozbyć się problemu i przegryzła piszczałkę nie wyjmując jej z zadku. Potem mogła w spokoju zabrać się do pozostałych członków pieska. Po 5 minutach wszystko było wszędzie. Nóżki, ogonek, głowa, uszy zostały oderwane od tłowia (zapomniałam napisać o metce, która została oderwana zaraz po uciszeniu piszałki.). :) To nie był koniec nagród. Dostała ucho wołowe. Kompletnie nie wiem, dlaczego obraziła się na nas i jadła ucho odwrócona do nas tyłem. Może myślała, że wzrokiem zjemy jej ucho?

Na szczęście po zjedzeniu ucha przeszło Maszy i wybrała się z nami na spacer.

Nie wspomniałam, że Przyjaciółka mieszka na 10 pietrze, w górę pojechałyśmy widną. Jazda windą nadal nie jest dla Maszy najbardziej ulubionym sposobem przemieszczania się. Jednak po kilkunastym próbach Masza już nie przywiera do podłogi, tylko zaczyna nieśmiało rozglądać się po windzie. Najtrudniejsze w tym zadaniu jest różnorodność wind. Każda wydaje różne dźwięki i różnie trzęsie się. Każdej musi uczyć się na nowo. Wszystko jest dla psa! Masza chyba uznała, że podróż w górę trwała zbyt długo i za bardzo trzęsło, a więc postanowiła drogę w dół pokonać pieszo. A my za nią. Nawet nie zdążyłam jej zatrzymać. Na szczęście poczekała na nas na dole. :)

W mieszkaniu zostały nasze rzeczy, więc po spacerze ponownie czekała nas podróż w górę i w dół. Tym razem wzięłam Maszę na smycz i nie musiałam ponownie zbiegać z 10 piętra. Fajnie! Prawda?

niedziela, 24 maja 2015

Park Olszyna, ale nie tylko



Miałyśmy z Maszą przedpołudnie dla siebie. Wybrałyśmy się na spacer do Parku Olszyna na Bielanach.

Kompletnie zapomniałam, jak mały jest ten park. Na zdjęciach portalu "Niezwykła Polska" widziałam zdjęcia doliny rzeki Rudawki. Teren jest prawnie chroniony, ale niestety prawo nie dotyczy śmieci i fekaliów. Jak będziecie chcieli zaszyć się w dziką część parku, to musicie na to uważać. Szkoda. Wody rzeki są zanieczyszczone. Widać pierwotną przyrodę, ale niestety jest zanieczyszczona przez paskudnych ludzi.

Jak tylko zorientowałam się w terenie, to poszłam w kierunku Parku Zbigniewa Herberta. To jest wspaniałe miejsce, gdzie każdy znajdzie miejsce dla siebie. Ten niewielki, ogrodzony park ma tak fajnie podzieloną przestrzeń, że wszyscy mogą być jednocześnie - są dzieci, psy, dorośli, starsi ludzie. Nikt nikogo nie przegania, pełna symbioza. A było to słoneczne i ciepłe niedzielne przedpołudnie. Spędziłyśmy tam z Maszą wspaniałe pół godziny. Masza leżała w cieniu drzewa i pilnowała "swojego" terenu, a ja miałam chwilę na anatomię zwierząt. Cudowne chwile. :)

Nasza sielanka w końcu dobiegła końca. Musiałyśmy wrócić do domu, gdyż następny punkt dnia miałyśmy spędzić oddzielnie. Masza musiała zostać w domu. Miała czas na zebranie sił na wieczorny spacer.

Na cel wyprawy obrałam Mały Dziedziniec Uniwersytetu Warszawskiego przy Krakowskim Przedmieściu. Na początku obie byłyśmy pełne energii i chęci poznania nieznanego. Im bliżej było UW, tym mniej miałyśmy siły. Na dziedzińcu UW odbywał się koncert Etno Faza - piosenka, którą słyszałam bardzo podobała mi się - niestety nie wpuszczono mnie z Maszą na dziedziniec. A może i dobrze? Nie wiem, czy Masza byłaby zachwycona z hałasu i  tłumu ludzi. W przyszłym roku zostawię Maszę w domu i sama pójdę na ten koncert. Warto.

Do domu wróciłyśmy idąc przez Park Kazimierzowski w stronę Mariensztatu aż na Nowe Miasto. Zatrzymałyśmy się na chwilę przy Wytwórni Papierów Wartościowych. Dowiedziałam się, że płot pamięta czasy II Wojny Światowej. Dziury i rysy na płocie, to nie jest artystyczna wizja twórcy płotu, ale ślady ostrzału.


Nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na ten płot. W Warszawie można znaleźć więcej budynków, na których można zobaczyć ślady walk z czasów II Wojny Światowej, ale ten płot zrobił na mnie wrażenie. Uświadomiłam sobie jaka siła jest w pociskach. To nie znaczy, że wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy. Patrząc na te ślady zobaczyłam oczami wyobraźni ludzi walczących po obu stronach. Możecie zobaczyć, jak te kule latały i ile ich było. A przecież nie wszystkie trafiły w płot. Mam ogromne szczęście żyjąc w czasach, kiedy na terenie Polski nie ma wojny. Odpycham od siebie myśl, co byłoby, gdyby… Cieszę się z tego co mam. Ten płot będzie obowiązkowym punktem zwiedzania dla moich Gości. Nie możemy zapomnieć o tamtych czasach i tamtych walczących Polakach.

sobota, 23 maja 2015

Masza, Ringo i konie

Uwielbiam takie popołudnia. Pakuję Maszę i Ringa do samochodu i jedziemy do lasu na przygodę.

Zawsze spotyka nas coś nowego i niespodzianego. Tym razem były to konie. 


Muszę przyznać, że psy wykazały podejście zdrowo-rozsądkowe: te psy są większe i nie będziemy podskakiwać. A najlepiej, jak udamy, że nie widzimy ich.


Te olbrzymie psy były bardzo zaciekawione mniejszymi braćmi i próbowały znaleźć wspólny język. 


Jednak przyjaciele wybrali inną rozrywkę. Las okazał się ciekawszy i mniej przerażający.


Próbowałam jeszcze przekonać Maszę i Ringo do koni, ale nie udało mi się. Ruszyliśmy dalej. Kolejny przystanek to była rzeczka Zimna Woda. Tam Masza i Ringo nabrali sił i napili się wody, a ja napisałam ten wpis.

Potem ruszyliśmy w kierunku drugiej polany. Tam spodziewałam się spotkania z inną grupą koni. Nie zawiodłam się.


Masza od razu przyłączyła się do oglądania pokazu. Ringo był przerażony dźwiękami trąbek i dużą ilością koni. To było dla niego za dużo i nie przyłączył się do oglądania koni.


Zobaczyłam, że Ringo ma już dość. Postanowiłam nie męczyć Ringa i ruszyliśmy dalej, do domu.

Teraz psy leżą w domu. Są po kolacji, przysypiają i pewnie wspominają spacer.

wtorek, 19 maja 2015

Sielanka


Poszłyśmy na Cytadelę, aby nabrać sił na cały dzień.

Świeci i grzeje słońce, ptaki śpiewają, świeżo skoszona trawa - istna sielanka - i jeżdżące traktory koszące trawę. 


No cóż. Kiedyś muszą to zrobić, a teraz nie ma dużo ludzi na spacerach.

Spacer nabiera zupełnie innego wymiaru - oswajania Maszy z jeżdżącymi traktorami. Idzie jej nieźle. Jeszcze nie uciekła, choć nerwowo odkręca głowę w kierunku hałasu. Wytrzymała i znów legła na bok.


Kolejny potwór nadjeżdża. Jest ich już dwójka. Masza jakby w ogóle nic sobie nie robiła z tego drugiego. Wydaje się, że kontroluje sytuację. Nadal leży na boku i obserwuje.

Zaraz ja przejmę kontrolę, bo ruszymy dalej.


sobota, 24 stycznia 2015

Ciocia Krysia

W zeszłym roku stało się coś bardzo smutnego.

Odeszła Ciocia Krysia, która zakochała się w Maszce od pierwszego wejrzenia. Mieszkała daleko od nas i blog dawał Jej szansę bycia na bieżąco. Ciocia była głównym motywatorem dla mnie do pisania. Przy każdej rozmowie telefonicznej napominała o kolejnych wpisach i cieszyła się z każdego nowego zdjęcia. Czułam, że jest blisko nas...

Ciociu, wiem, że nadal śledzisz losy Maszy i czuwasz nad nią. Dziękuję!

To zdjęcie zainspirowało mnie do podzielenia się z Wami tym wydarzeniem. Zanim zrobiłam je Masza zatrzymała się i spojrzała na mur, jakby coś zobaczyła. Potem zerknęła na mnie i od razu wiedziałam, co mam zrobić.