Uwielbiam takie popołudnia. Pakuję Maszę i Ringa do samochodu i jedziemy do lasu na przygodę.
Zawsze spotyka nas coś nowego i niespodzianego. Tym razem były to konie.
Muszę przyznać, że psy wykazały podejście zdrowo-rozsądkowe: te psy są większe i nie będziemy podskakiwać. A najlepiej, jak udamy, że nie widzimy ich.
Te olbrzymie psy były bardzo zaciekawione mniejszymi braćmi i próbowały znaleźć wspólny język.
Jednak przyjaciele wybrali inną rozrywkę. Las okazał się ciekawszy i mniej przerażający.
Próbowałam jeszcze przekonać Maszę i Ringo do koni, ale nie udało mi się. Ruszyliśmy dalej. Kolejny przystanek to była rzeczka Zimna Woda. Tam Masza i Ringo nabrali sił i napili się wody, a ja napisałam ten wpis.
Potem ruszyliśmy w kierunku drugiej polany. Tam spodziewałam się spotkania z inną grupą koni. Nie zawiodłam się.
Masza od razu przyłączyła się do oglądania pokazu. Ringo był przerażony dźwiękami trąbek i dużą ilością koni. To było dla niego za dużo i nie przyłączył się do oglądania koni.
Zobaczyłam, że Ringo ma już dość. Postanowiłam nie męczyć Ringa i ruszyliśmy dalej, do domu.
Teraz psy leżą w domu. Są po kolacji, przysypiają i pewnie wspominają spacer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz