Masza

Masza

sobota, 26 października 2013

Spacerowa Pani

Dawno nie pisałam, ponieważ w tym czasie nie było spektakularnych zmian w zachowaniu Maszy. Ten okres wyglądał na okres przyswajania wiedzy z okresu skoków i nagłych zmian.

Masza stała się miłośniczką wypraw samochodowych. Oczywiście nie daje mi zapomnieć, że jest lękowym psem. Gdy sięgam po szelki i przymierzam się do założenia ich, to Masza staje się mała i swoją postawą mówi: "co ona mi robi? Znów czegoś strasznego chce!" Po zamknięciu karabińczyka zaczyna radośnie kręcić się i merda ogonem. Gdy otwieram drzwi mieszkania, to słyszę za sobą boksujące psie łapy (niestety pazury nie mają przyczepności na panelach.). Masza wybiega z mieszkania i od razu biegnie do drzwi klatki. Jeśli (nie daj Boże) guzdrzę się przy zamykaniu, Masza wraca do mnie i patrzy z wyrzutem: "Długo jeszcze?" Jak tylko otworzę drzwi od klatki, to z podniesioną głową biegnie w poszukiwaniu samochodu. No i jak tylko otworzę drzwi od auta, to w ciągu sekundy wskakuje i siada na podłodze. Z radością kładzie pysk między przednimi fotelami i spogląda na mnie. To jest urocze. :)

Na każdym spacerze Masza szuka możliwości pogrzebania w piasku. Czyżby była spokrewniono z kretem?






Po wykopaniu dołka nos Maszy wygląda raczej na ryjek niż porządną psią kufę. Psy (tak jak dzieci) dzielą się na czyste i szczęśliwe. :) PS. Dzisiaj Masza została wykąpana, ponieważ dopadła jakąś padlinę i bardzo brzydko pachniała (ok, z ludzkiego punktu widzenia brzydko pachniała.). Z tego powodu na wieczornym spacerze nie udostępniłam jej piaskownicy. Chcę, aby przynajmniej 12 godzin była czystym psem. Przepraszam Maszo!

A teraz odejdę od rycia w piasku i opowiem o trudnej sytuacji, jaką miałyśmy w czwartek wieczorem.

Poszłyśmy na wieczorny spacer. Wszystko zaczęło się normalnie. Masza wybiegła z klatki z podniesionym i merdającym ogonem. Była bez smyszy. Doszłyśmy na plac w naszej okolicy i tam spotkałyśmy pana z dwoma psami: sznaucerem olbrzymem i labradorem. Masza już obrała obronny łuk do minięcia, ale olbrzym był przekonany o słuszności spotkania się z Maszą. Masza skuliła ogon i poczęła ucieczkę krążąc wokół mnie. Właściciel kompletnie nie panował nad olbrzymem. Do orbitalnego biegu podłączył się labrador. Poprosiłam pana, aby złapał psy. Wtedy okazało się, że jest pijany. Masza widząc, że bieganie wokół nas nie przynosi skutku, postanowiła ruszyć w kierunku domu i zniknęła mi za rogiem domu. Zaczęłam iść w kierunku tym samym kierunku. Jeszcze nie doszłam do rogu domu, gdy zobaczyłam wracającego olbrzyma, a za nim ujrzałam łeb Maszy z wysoko postanowionymi uszami, tak jakby zapytała się: "jesteś jeszcze tam?" Pomimo nieciekawej sytuacji, w duchu roześmiałam się na jej widok. Złapałam Maszę na smycz, poszczekałam na pana mówiąc: "skoro nie panuje pan nad psami, to powinien pan trzymać je na smyczy", on też miał coś mi "miłego" do powiedzenia. Poszczekaliśmy na siebie i rozeszliśmy się. Gdy zniknął mi z oczu, spuściłam Maszę ze smyczy i udałyśmy się w drogę powrotną.

Następnego dnia udałam się na spacer pod Cytadelę. Tam spotkałam Panią z sunią jack russell terier (ten krótkonogi). Masza jak zwykle wycofana. Nawet trochę bardziej niż poprzedniego dnia. Od razu pomyślałam, że wczorajsza "przygoda" spowoduje pogorszenie stanu Maszy. Ach ten mój brak wiary w psa. Dołączyła do nas druga Pani z sunią. Obie sunie oddały się zabawie pt. "Złap mnie, jeśli potrafisz". Masza wyglądała za moich pleców (kucałam i dlatego to było możliwe.) i przyglądała się zabawie. Po nieśmiałych drgnięciach w końcu Masza dołączyła do gonitwy. Tak, sama nie mogłam uwierzyć. Masza biegała za suniami. :) Niestety dołączyła do nas Pani z psem jamnikiem i on wystraszył Maszę. A może była po prostu zmęczona? Wszystkie Panie poszły razem z psami na dalsze spacery. Ja byłam pod wrażeniem Maszy. Czy to oznacza koniec lękowych kłopotów? Ależ skąd. Maszowy lęk nie daje za wygraną. Ja jednak jestem uparta. Mam wrażenie, że bardziej niż maszowe strachy. A jeśli pozostaną do końca, to pokocham je, jak Maszę pokochałam. :)

W sobotnie przedpołudnie wybrałam się z Rodzicami, Maszą i Ringo na spacer. W końcu stało się, psy rozpoczęły brykanie poza ogródkiem. Tak oto to wyglądało: https://www.facebook.com/photo.php?v=10202164543264681&l=6232065707756676554 

Muszę to powiedzieć: WIDZĘ ŚWIATŁO W TUNELU!!! Jest nadzieja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz