Masza

Masza

środa, 6 listopada 2013

Spacerowy rozwój

Nie napiszę teraz nic nowego. Mam wrażenie, że blog staje się coraz nudniejszy, ale to nie moja wina. To wina Maszy. A może nie powinnam tek pisać, bo wywołam wilka z lasu?

Masza nieustannie odkrywa nowe miejsca. Świat staje się coraz większy, ale nie coraz straszniejszy. Na szczęście jej poziom stresu nie skacze do trzeciego poziomu. Czy pisałam, jakie poziomy stresu ma Masza? Cofnęłam się do początku blogu i nie znalazłam tej informacji. Objawy 3. poziomu stresu to: w ogóle nie jestem zainteresowana smakołykami; 2. poziom: wezmę, wypluję, ale jak podasz jeszcze raz, to zjem; 1. poziom: z dużą dozą nieśmiałości zjem, co mi dasz. :)

Masza z radością wskakuje do samochodu i potulnie jedzie, tam dokąd ją wiozę. Z resztą nie ma wyjścia. :) Tego dnia w planie były Pola Mokotowskie. Dlaczego tam? No pomyślcie, jaką zasadzkę szykowałam Maszy? Tak. Macie rację: Masza ma przyzwyczajać się do coraz większej liczby ludzi i psów. Nie mam zamiaru ograniczyć się ze spacerami do Cytadeli czy lasów. Czekają liczne parki w mieście i nie tylko w moim mieście. Czeka na nas cała Polska. :)

Masza oczywiście podeszła do tematu z rezerwą. Była grupka bawiących się psów. Ona w ogóle nie chciała podejść. Ja byłam nieustępliwa. Niestety jak tylko podeszłyśmy, to właściciele zaczęli rozchodzić się. Co im zrobiłyśmy, nie wiem? Trudno. Poszłyśmy dalej i natknęłyśmy się na szczekającego "potwora" (oczywiście w oczach Maszy). A "potwór" po prostu narzekał na właściciela, że nie rzuca mu patyczków. Tu chodziło tylko o patycznie, ale nie ważne, Masza z godnością osobistą obeszła ich łukiem ze skulonym ogonem. Potem zaskoczyła mnie. Chciała bawić się swoją, nową zabawką (długa skarpetka, w której schowana jest piłka tenisowa) i zaczęła szarpać się ze mną. A było to wśród liści. Czy fajnie było? Faaaajnie było! Całą zabawę, jak zwykle, zepsuł nadchodzący z daleka pies "morderca".

Ruszyłam w dalszą podróż mojego odkrywcy. Doszłyśmy do trawnika z powalonym drzewem. Tam Masza znów zaprosiła mnie do zabawy. Szaleństwo było wspaniałe. Podskoki, czajenie się, szarpanie, piruety w powietrzu, podrzucanie skarpetki. Po prostu szał ciał (raczej jednego)!

Nadszedł kryzys. Gdy znalazłyśmy się w pobliżu auta, Masza wydała się zmęczona zewnętrznymi bodźcami. Ja zdążyłam jeszcze chwilę porozmawiać przez telefon, ale zaraz potem zarządziłam  odwrót. Masza nie tylko wydawała się zmęczona, ale faktycznie była. Miała dosyć. Schowała się w samochodzie i czekała na bieg zdarzeń. A tu niespodzianka, po drodze była Arkadia. Po co? To była niedziela. A tylko Kakadu jest otwarte w niedzielę, a w domu nie miałam smakołyków. Przymusowy postój. Masza została w samochodzie. Nie martwcie się, okna były uchylone, co zostało udokumentowane na zdjęciu. Nie udusiłam psa. Samochodu nikt nie ukradł, bo Masza siedziała i wypatrywała mnie. Ja też nie próbowałabym podejść do samochodu z takim psem. :) Tego dnia Arkadia była naszym ostatnim postojem.



Jeżeli sądzicie, że to już koniec opowieści o rozwoju Maszy, to jesteście w błędzie.

Parę dni temu Masza napotkała na swojej drodze czarną, ok. 10 kg sunię. Właściciel suni siedział na ławce z Kolegą, rozmawiał i pił piwo, generalnie nie przejmował się, tym co robiła sunia. Ja stanęłam, ponieważ wypatrzyłam u Maszy zaciekawienie sunią. Sunia merdała ogonem, potem zjeżyła swoją krótką sierść, ale nie przerwała radosnego merdania ogonem. Masza odpowiedziała postawieniem sierści, odwróceniem się, a na koniec bardzo nieśmiałym merdnięciem ogona. Sunia przetrzymała ten "atak" i podeszła bliżej coraz intensywniej zapraszając Maszę do zabawy. Stało się! Masza nie wytrzymała tego naporu. Psy zaczęły zabawę, co udokumentowałam na filmie: https://www.facebook.com/photo.php?v=10202261665692681&l=1901976359010250490 (przepraszam za jakość filmu.).

Na koniec zabawy z tradycji stało się zadość i Masza przerwała zabawę z powodu przechodzącego w pewnej odległości psa. :) Nie od razu Kraków zbudowano. :)

Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz