Masza

Masza

piątek, 20 września 2013

Kolejny dzień i kolejne zmiany

Przed wieczornym spacerem Masza wykazała się dużą cierpliwością. Pozwoliła mi na wyczesanie i wycięcie wszystkich kołtunów, które miała na grzbiecie, łapach, brzuchu. Była taka słodka i spokojna. Ja tylko zastanawiałam się, kiedy przegnę. Jak tylko przerwałam, gdyż nie mogłam wyciąć części kołtunów. Przekręciła się, tak jakbym miała kontynuować. Cudo! Teraz mam Maszę wolną od kołtunów i część przeszłości poszła do kosza. :)

Potem poszłyśmy na długi spacer i w naszym zacisznym zakątku Masza zaprosiła mnie do zabawy. Szkoda, że mam za krótką smycz, abyśmy mogły poganiać. Ja natomiast bałam się spuścić ją ze smyczy. Dlatego zabawa szybko skończyła się i udałyśmy się na zwiedzanie okolic Cytadeli.

W domu natomiast Masza postanowiła wrócić do tematu zabawy. Ja spokojnie leżałam zawinięta w śpiwór, a ona cichaczem wyciągnęła jeden z moich kapci (kapcie były pod kanapą, na której leżałam.) i zaczęła delikatnie nadgryzać go. Prawda, że to bezczelność! Jak mogła! Wyplątałam się ze śpiwora i zaprosiłam ją do zabawy. Wiedziałam, że pies nudzi się i chce rozrywki. Od razu skorzystała. Najpierw przywarła do ziemi i z rozbawionym wzrokiem zaczęła uderzać dwoma łapami o podłogę, jakby chciała powiedzieć: "poganiaj ze mną!". Potem zerwała się i pobiegła do mojego pokoju. W pełnym galopie wróciła do salonu i znowu zaczęła mnie zaczepiać. Takich rund było ze dziesięć. W międzyczasie Masza zawadiacko podczołgiwała się i zaczepiała mnie. :) Oj ale to był wesoły wieczór. Potem Obie padłyśmy na swoje łóżka i zasnęłyśmy.

Gdzieś nad ranem obudziło mnie szczekanie psa. Nie zgadniecie, kto szczekał. Tak! MASZA DZISIAJ W NOCY DAŁA PIERWSZY RAZ GŁOS! To było niesamowite, ale też i trochę przerażające, ponieważ wyrwała mnie ze środka snu, więc przestraszyłam się i jakiś czas nie mogłam zasnąć. Ciekawe. Astra (moja poprzednia sunia) też tak szczekała w nocy, na szczęście nie każdej nocy.

Nowości nie koniec. Tym razem kolej na przełamanie mojego lęku. Na porannym spacerze w naszym zacisznym zakątku postanowiłam spuścić Maszę ze smyczy. To był widok. Masza odeszła na pewną odległość. Przywoływałam ją, ona przychodziła i odchodziła. Pilnowała się. Zaczęłam biec i Ona galopowała za mną. :) Widok uśmiechniętego psa z rozwianym włosem - BEZCENNY!

Co czeka nas dalej? Kolejne wyznawania i radości.

PS. Klaudio, wiem, że czytasz blogga. Z radością muszę przyznać, że myliłaś się co do Maszy. Mam uroczego przytulaka. Oczywiście czasem przestraszy się czegoś, nadal nie lubi samego wyjścia na spacer, stresują ją inne psy, ale nie zmienia to faktu, że mam przytulaka.


4 komentarze:

  1. Aż łezkę uroniłam :) powodzenia ! Wspaniale ,że są tacy ludzie jak Pani !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Pamiętam, że mnie najbardziej wzruszało obserwowanie moich schroniskowych psów, które powoli nakręcały się na spacery. Bo przez pierwsze tygodnie psy z bidula uwielbiają wracać do domu, wychodzą, bo muszą, ale wracają z radością. Potem, z tygodnia na tydzień, coraz bardziej rozkochują się w spacerach. I wtedy dopiero stają się radosnymi, domowymi psami. I to jest najpiękniejsze. Powodzenia dla Ciebie i Maszki, wróżę Wam świetlaną przyszłość ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Paniom za Wasze krzepiące słowa. :)

    OdpowiedzUsuń