Masza

Masza

sobota, 21 września 2013

Wczorajsze pomyłki i stresy


Ten dzień pokazał mnie, że wiedza teoretyczna, to nie wszystko. Oczywiście to wiem, ale nie ma to jak przeżyć to na własnej skórze.

Poszłam na spacer z Koleżanką i Maszą. Ta druga od początku była niepewna sytuacji. Masza nie mogła zaakceptować torebki plastykowej ani obcej osoby obok mnie. Poszłyśmy do zacisznego zakątka, gdzie Masza jest wyluzowana. Odeszłam na od Koleżanki, spuściłam Maszę ze smyczy. Odeszła ode mnie, ale potem na zawołanie wróciła do mnie. Gdy ją złapałam na smycz z powrotem nie zauważyłam jej wzroku (był taki jak na zdjęciu.). Chyba nie muszę pisać, co on oznacza?

Koleżanka zrobiłam nam zdjęcie, potem odeszłam na pewną odległość i znów spuściłam Maszę ze smyczy. Nie wiem, co stało się, ale Masza nie chciała wrócić na zawołanie do mnie. Moja Koleżanka w ogóle poszła. Gdy kucałam i wołałam Maszę, ona odchodziła coraz dalej. Bałam się, że wyjdzie z zakątka i gdzieś ucieknie w panice. Na szczęście zaczęła iść w kierunku schodów, którymi zwykle wchodzimy na górę. Tu wykorzystałam umiejętności łapania koni na padoku. :) Zaszłam jej drogę tak, że spotkałyśmy się na schodach. Tam złapałam Maszę. Usiadłam, złapałam oddech, czyli uspokoiłam go i wróciłyśmy do domu. Byłam wściekła na siebie. Jak mogłam przeoczyć stres malujący się w oczach Maszy. Do tej pory nie wiem, czy to zdarzenie przeżyłam mocniej niż Masza.

Klaudio, miałaś rację. Twoje obawy były słuszne. Przemówiła przeze mnie pycha.

To nie był koniec naszych stresów.

Na wieczornym spacerze było jeszcze gorzej. Gdy szłyśmy nagle z klatki wybiegły cztery małe psy. Jeden strasznie ujadał i oczywiście całe stado podbiegło do nas. Za stadem szła Właścicielka z Panem i wołali pieski. Ja przystanęłam, Masza za mną. Zrobiło się coraz goręcej, bo psy biegały wokół nas, ja próbowałam odgonić je, a Właścicielka nie podchodząc do nas nadal wołała psy. Masza była już przerażona, że nagle wyrwała mi z ręki smycz i pognała przed siebie. Na szczęście widziałam, że leci w stronę domu. Znalazłam przerażonego psa pod drzwiami. Znów musiałam usiąść na ziemi i złapać oddech. Całe szczęście, że Masza wie, gdzie miskę stawiają po spacerze. :)

Zastanawiam się, jak mogłam zaradzić tej sytuacji. Jeżeli, ktoś z czytających ma pomysł, to piszcie. Będę wdzięczna.

Na prawdziwy wieczorny spacer poszłyśmy dopiero po północy, kiedy wiedziałam, że będzie spokój. I też tak było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz